Wygląda na to, że musisz się zalogować do panelu kursanta.
2024-03-20T19:27:29+01:00
Subscribe
Please login to comment
28 komentarzy
najstarszy
najnowszyoceniany
Inline Feedbacks
View all comments
aleksandra machnik
17 lutego 2021 15:08
dziękuję za ten wykład podobnie jak wykład o zbawcy :) very me – nadal niestety . Interesujące jest to, że właśnie 2 dni temu namierzyłam kolejny cień ale jeszcze nie jest przetransformowany i dotyczy oddawania mocy i lęku przed odpowiedzialnością za SUKCES i duże pieniądze . Pojawiają się możliwości a ja ze strachu przed odpowiedzialnością nie podejmuję tematu :) oddając moc innym , których uważam za mądrzejszych bardziej gotowych lub też ” bardziej dowibrowanych :) ” . Łatwiej zostać w kącie – w dzieciństwa słyszałam ” siedź w kącie a znajdą Cię “:) i mimo swojego potencjału nadal są obszary które mnie przerażają choć świat mówi że to nieprawdziwe stwierdzenie . I wygodnie siedzieć w ofiarce i zbawicielu :(.
Spokojnie krok po kroku. Poszerzając świadomość, z miłością do siebie i cierpliwie pracuje się nad tym wychodzeniem z ról. Jak człowiek je tyle lat gra, to czasem się włącza automat i pamięta się kwestie danej roli bezbłędnie. :) Nie jesteś w tym sama.
Joanna Dembowska
18 lutego 2021 14:57
To było świetne! Bardzo dziękuję:) Wczoraj miałam już okazję podzielić się z Wami moimi rozterkami ad pracy, a właściwie łączenia pracy zawodowej z pasją, jaką jest praca z ludźmi. W sumie sama strzelam sobie w kolano… Ułożyłam sobie w głowie, że będę pomagać za darmo, a wszechświat wyrówna energię pomagając mi w pracy zawodowej i dzięki temu będę miała zarówno pieniądze, jak i będę postrzegana jako “ta dobra”. Gdzieś tam w środku tkwi strach przed wzięciem 100% odpowiedzialności, przed oceną i przed… hmmm… spadkiem popularności? A może utratą przyjaciół?.
Właśnie uzmysłowiłam sobie – pisząc to, że choć myślałam, że problemy z dzieciństwa jak np. konieczność zasługiwania na miłość, już przepracowałam – to niestety nie, nadal tkwi to gdzieś głęboko. Mam szczery zamiar pozbyć się tego, ale zdaje się najpierw muszę to przyjąć, zaakceptować, ukochać i dopiero z miłością pozwolić odejść. Powiem Wam, że dużo “trupów z szafy” tutaj wychodzi, za co jestem Wam ogromnie wdzięczna, dziękuję.
No właśnie nie pozbywać się tylko przyjąć aby się wypaliło. Dobrze, że te trupy wychodzą teraz, bo gorzej jest je odkopywać jak już się prawie kończy budowę ;)
Pytanie – co cię blokuje w poczuciu, że jesteś godna miłości i nic w tym kierunku nie musisz robić, poza byciem?
I na to pytanie chętnie poznałabym odpowiedź… mechanizmy znam, wiem skąd się to wzięło, przeszłam cały proces wybaczania na głębokim poziomie, później terapię – niby przepracowane… a jednak nie. Nadal boję się, ze będąc sobą nie zasłużę na miłość i często łapie się na spełnianiu czyichś oczekiwań. Kurs jest genialny, może w trakcie odblokują się jakieś kolejne drzwi:)
Agnes
24 lutego 2021 11:40
Świetnie! Wszystko notuje. W roli ofiary byłam przez 16 lat. A przez kolejne 10 lat nadal nosiłam ciężar tamtych zdarzeń. Az przyszła choroba. I to ona mnie (paradoksalnie) uratowała. Jakie to klasyczne….. Będąc wtedy przed laty ofiara czułam potężne poczucie winy. Dręczyciel skutecznie mnie w tym umacniał. Nie wiem po co to wszystko tutaj pisze. Wiem jedno, ze przejęłam pełna odpowiedzialność za swoje życie. Jest to ciężka, nieustająca praca z kursami, notatnikiem, odrabianiem zadanych lekcji, wdrażaniem nabytej wiedzy i odkryć w przebieg swojej codzienności w relacje z ludźmi. Jest to mniej lub bardziej regularne dokonywanie refleksji. Kocham te łzy które tak często spływają mi po policzkach. Nie ustane w leczeniu tych ran. Mam już zaufanie do siebie, to o którym mówisz Sylwia. Zycie jest piękne gdy życia się uczę.
Cudnie. Jak już zintegrujesz te emocje, to praca się w sumie zakończy. Po prostu przyjdzie ulga i brak potrzeby dalszego skupiania się na tym co było. Fajnie, że już jest to zaufanie, za nim idzie ukojenie. :)
Elżbieta Pabich
2 marca 2021 20:16
Zastanawiam się właśnie czy wszeświat pokazując mi rolę ofiary w pracy, mówi mi weź coś zrób, weź idź za głosem serca. Nie męcz się tam, nie wojuj już. Staram się być asertywna i mówić czego nie chcę, ale to w małej części jest mi dawane. Nie chciałam zmieniać pracy, żeby skoncentrować się na duchowości. Żeby nie zaangażować się w nową pracę, bo wtedy mniej energii na to odkrywanie, ale teraz ta energia idzie w walkę o swoje. Ach, właśnie taki etap, trudne to jest. Ale to co mnie cieszy to to, że jak przychodzą trudne uczucia z tym związane to je przepuszczam, a nie przytrzymuje w sobie, przez co ciało nie jest takie napięte. Za co dziękuję sobie, że już tak umiem.
Pobądź z tym i obserwuj.
Teraz tworzysz nowe połączenia – dzięki innym reakcjom i przepuszczaniu emocji :) A więc też zmiana pracy jeśli na tę chwilę będzie najlepsza dla Ciebie, zadzieje się we flow. Po prostu obserwuj i reaguj z miłością do siebie i innych. Nie walcz ale stawiaj granice. No i zadaj sobie pytania i poczuj to czy rzeczywiście w nowej pracy miałabyś mniej przestrzeni na rozwój, czy to tylko wymówka przed jeszcze większym rozwojem – nowe środowisko, sprawdzenie tego co przepracowane ;)
Tak dokładnie to poczułam ostatnio. Czy będąc w sytuacji, która nie stawia mnie w równowadze tak naprawdę oszczędzam energię na rozwój. A nowa praca w większym balansie może spowodować większe flow. Narazie nowa propozycja nie przyszła mimo poszukiwań, ale odpuściłam walkę i wypracowuje nowe podejście do tego co jest (mniej ponad miarę i oczekiwania). Właśnie głównie flow i patrzenie gdzie nie jest pod wiatr. dziękuję bardzo mi to pomogło co napisałyście <3
A chciałam się czymś podzielić. O tym odpuszczeniu. Odpuściłam i odezwała się do mnie firma na którą czekałam od jakiegoś czasu na informacje. Zaprosili mnie na kawę i rozmowę, zobaczymy co wyjdzie, ale wiem, że przepracowałam w sobie, że nie muszę być w obecnej firmie, że mam wybór. I ta wolność daje przestrzeń.
Kalina Krukowska
3 marca 2021 10:06
O rany…jaka ja jestem ofiarą…ale jaką!! trudno mi się do tego przyznać, bo zawsze osądzałam innych jakimi są ofiarami i bardzo łatwo mi to dostrzec, natomiast przez wiele miesięcy uwazałam się za króla puszczy – zero ofiary, ale jednak widze jak to pięknie ukrywałam. wychodzi u mnie ewidentnie porównywanie się do innych osób działających onlina, patrzenia ze ich społeczność rośnie, a mi nie, jestem taka biedna, tak ciezko pracuje a nic się nie dzieje, nikt do mnie nie przychodzi, więc nie mam jak sprzedawac, bo nie mam komu, i mam znikomy odzew z moich “akcji”. O taka jest prawda o mnie. Natomiast posiedze sobie z tym przekazem co nagrywała Honia o tej grze – bo to mi zrobilo niezly mind fuck i cos mi tam kliknęło, wiec tez moze przeniose to na ten aspekt mojego zycia…no ale kazde wsparcie mile widziane, sciskam
Tak cie słucham i sobie myslę: tak, ta była, albo jeszcze jest ofiarą, tamta jest, a ja im dawałam mądre radyi i wydawało mi sie wtedy,że mnie to nie dotyczy, że jestem ponad. Niestety, tak mi się tylko wydawało, a takie osoby z jakiegoś powodu sie pokazywały. Ja też uciekałam od podejmowania decyzji, od pójscia do przodu, bo dzieci, bo mąż , bo rodzina.Winiłam innych, za różne rzeczy, za to,że nie mogę. Jakże to było mylne,ze nie można stanąć przy sobie, że jest się niezastąpionym,że sobie nie poradzą beze mnie. A właściwie,że to mąż jest od zarabiania, działania, itp. A zycie upływa i potem się zastanawiamy, czy nasze wybory były słuszne, ze mozna było inaczej. Dobrze, ze poruszacie takie tematy. Warto sie zastanowić nad tym i zrozumieć,żeby wyjść z roli ofiary,
Patrycja Oledzka
2 marca 2022 11:17
Zastanawiam sie gdzie lezy granica pomiedzy zaufaniem do wszechswiata ze zawsze nam daje wszystko w odpowiednim czasie, a wlasnie wchodzenie w roli ofiary okolicznosci…do tego juz stopnia, ze czasem chce pojechac odwiedzic kogos, ale akurat pada i mam pretekst ze wszechswiat kaze mi czekac na lepszy moment…to oczywiscie karykaturalna wersja sytuacji, ale mam tak z podjeciem jakiejkolwiek pracy/ dzialania/ wznowienia hobby. Zostalam mama kilka miesiecy temu i oddaje sie temu jak moge jednak czuje, ze byloby dla mnie dobrze wrocic do jakiejs formy pracy…ale boje sie i zupelnie nie wiem czego chce i czy w ogole “wszechswiat chce zebym wyszla z domu”. W wielu aspektach w zyciu czuje taka sciane wlasnie, ze niby nie moge nic zrobic, bo teraz jestem mama i musze sie tym zajac. Kocham to i wiem, ze to jedno z moich zyciowych powolan, ale czuje ze nie jedyne…boje sie jednak, jakiegokolwiek kroku, czy w kierunku podjecia pracy, zmiany miejsca zamieszkania, podrozowania( co kiedys przychodzilo mi z wielka latwoscia).
Wykreowalam sobie bardzo komfortowa sytuacje w ktorej mam dobre mieszkanie, finansowo jest stabilnie, i partner mieszka bardzo blisko i mysle… tak musi zostac, to jest dobre dla mojej corki- stabilnosc i rutyna.Jednak ja czuje czesto, ze przezywam a nie zyje. I przez to tez zrzucam odpowiedzialnosc na partnera,,ze to on powinien cos zrobic, zmiebic, sprzedac dom, zebysmy mogli wyjechac albo polepszyc jakos ta swoja rzeczywistosc mimo, ze ona naprawde jest wporzadku…widze wszystko to, co mam i jestem za to wdzieczna kazdego dnia, a jednak jest to uczucie jakiegos braku…czy jest cos wiecej czego nie umiem dosiegnac, czy poprostu jestem niewdzieczna i nie umiem cieszyc sie calkowicie z chwili obecnej???
JA pogrzebałam bym w tym poczuciu braku. Bo on kieruje twoimi wyborami podświadomie.
Czyli poobserwuj sobie kiedy włącza Ci się np. strach o to że zabraknie lub zniknie itp.
Wiesz z tym, że Wszechświat tak chce – pamiętaj, że Jesteśmy Wszechświatem, żyjemy w nim i mamy go w sobie. On jest wielowymiarowy. A więc mówiąc że Wszechświat czegoś chce, mówisz sobie, że sama tego chcesz. Na zewnątrz nie może zaistnieć nic, czego nie mamy w sobie emocjonalnie.
Dodatkowo to nie jest tak że my mamy leżeć i pachnieć i niech wszech robi. Nie mamy robić swoją część – to jest ruch energii, który powoduje manifestowanie się czegoś na zewnątrz :)
Dziekuje:* te slowa duzo mi wyklarowaly. Staram sie rowniez teraz siebie bardziej obserwowac, i wejsc glebiej w powody, dla ktorych czasem wlasnie stoje w miejscu myslac, ze tak ma byc. 💖
Patrycja Pieguska
7 marca 2022 14:13
Wydaje mi sie, ze wiekszosc zycia pozostawalam w tej roli, hmmm moze po to. by nie musiec pracowac – nie wiem… Ale pamietam, jak mowilam, ze nie nadaje sie do pracy na etat, bo jak przychodzi depresja i dlugotrwale leczenie, to trace ja etc… Wiec imalam sie “prac” typu digital scrapbooking designer, bo moglam on-line, czy szydelko etc…
Troche w jakims momencie poczulam dyskomfort, chyba wlasnie, kiedy mowilas Sylwia, by sie przyjrzec, dlaczego tkwilam czy wskakuje w te role..
Ogolnie czuje, ze poprzez uznanie siebie, poczucie, ze jestem miloscia – “wyplulam sie” z tej roli, nie tkwie juz tak stale w niej, ale jednoczesnie nie wszystko tam doczyscilam i doswietlilam…
Oj, aż mi się szeroko oczy otworzyły! stary ten program, że hej ale odpala mi się często.. teraz przyszło uświadomienie… narzekam przyjaciółce na swoich pacjentów – a to za wcześnie przychodzą na umówioną wizytę, a to odwołują sesje, a to nie słuchają zaleceń… chce żeby mi współczuła.. jaka to ja biedna..A co mi to daje?dostaje głaskanie i czuję się lepiej, zauważona? doceniona?podziwiana? A co by było gdybym nie narzekała i chwaliła się jakich to mam cudownych pacjentów – tak też robię dość często i mam do nich wdzięczność.. no ale właśnie, co robię częściej? chyba narzekam na nich :P A jak się chwalę, to koleżanka mówi “ale ci dobrze” hmm nie chce żeby inni myśleli że jest mi dobrze? chyba wolę żeby myśleli że jest mi trudno.. chyba chodzi o to że dowartościowuję się tym, że inni (bliscy- przyjaciółka, mama, ciocia) myślą sobie, że ja taka biedna a daje radę. czuje się wtedy ważna, dzielna .. czyli szukam potwierdzenia swojej wartości na zewnątrz?.. w pewny sposób kreuję jakąś siebie/ obraz siebie dla innych. hmm .teraz mi przyszło że to rana narcystyczna – patrzcie i podziwiajcie mnie jaka to jestem dzielna, a co jest za kurtyną? … piękny proces z tego wyszedł dziękuję.. popłynęło <3
Nooo …. Dziękuję serdecznie za wykład: rola zbawiciela, sądzącego i ofiary. Przeczołgało mnie potem niesamowicie. Jednego dnia przerobiłam trzy wykłady, a rano następnego obudziłam się z migrenowym bólem głowy, tak mocnym, że wycięło mnie do 14.00. Wiem, że to był efekt tego, co przerabiałam poprzedniego dnia. Pomimo, że przyjemnie mi nie było, to teraz bardzo się cieszę, bo wiem, że moje ciało, umysł i duch przerobiły te tematy. Wiele zrozumiałam.
Kochane, bardzo Wam dziękuję za tę lekcję. Jestem ciekawa co będzie dalej się działo ;)
Ewelina Bednarska
24 lutego 2024 05:59
Ja dostrzegam w sobie takie paradoksalne oblicze ofiary. Taka ofiara statusowa z racji pochodzenia, która absolutnie nie daje sobie “wmówić, że jest słaba” i bierze na siebie zbyt dużo bez zwrotu, po to by udowodnić światu czy nie przyznać się, że jest ofiarą (system korzysta a jakże) i w konsekwencji staje się ofiarą samej siebie, bo zdrowie się sypie, kręgosłup.
dziękuję za ten wykład podobnie jak wykład o zbawcy :) very me – nadal niestety . Interesujące jest to, że właśnie 2 dni temu namierzyłam kolejny cień ale jeszcze nie jest przetransformowany i dotyczy oddawania mocy i lęku przed odpowiedzialnością za SUKCES i duże pieniądze . Pojawiają się możliwości a ja ze strachu przed odpowiedzialnością nie podejmuję tematu :) oddając moc innym , których uważam za mądrzejszych bardziej gotowych lub też ” bardziej dowibrowanych :) ” . Łatwiej zostać w kącie – w dzieciństwa słyszałam ” siedź w kącie a znajdą Cię “:) i mimo swojego potencjału nadal są obszary które mnie przerażają choć świat mówi że to nieprawdziwe stwierdzenie . I wygodnie siedzieć w ofiarce i zbawicielu :(.
O tak… Nie zapominaj “pokorne cielę”… “nigdy się nie chwal”, czekaj na swoją kolej itp… A najmocniejsze “nie jestem godna…”.
Spokojnie krok po kroku. Poszerzając świadomość, z miłością do siebie i cierpliwie pracuje się nad tym wychodzeniem z ról. Jak człowiek je tyle lat gra, to czasem się włącza automat i pamięta się kwestie danej roli bezbłędnie. :) Nie jesteś w tym sama.
To było świetne! Bardzo dziękuję:) Wczoraj miałam już okazję podzielić się z Wami moimi rozterkami ad pracy, a właściwie łączenia pracy zawodowej z pasją, jaką jest praca z ludźmi. W sumie sama strzelam sobie w kolano… Ułożyłam sobie w głowie, że będę pomagać za darmo, a wszechświat wyrówna energię pomagając mi w pracy zawodowej i dzięki temu będę miała zarówno pieniądze, jak i będę postrzegana jako “ta dobra”. Gdzieś tam w środku tkwi strach przed wzięciem 100% odpowiedzialności, przed oceną i przed… hmmm… spadkiem popularności? A może utratą przyjaciół?.
Właśnie uzmysłowiłam sobie – pisząc to, że choć myślałam, że problemy z dzieciństwa jak np. konieczność zasługiwania na miłość, już przepracowałam – to niestety nie, nadal tkwi to gdzieś głęboko. Mam szczery zamiar pozbyć się tego, ale zdaje się najpierw muszę to przyjąć, zaakceptować, ukochać i dopiero z miłością pozwolić odejść. Powiem Wam, że dużo “trupów z szafy” tutaj wychodzi, za co jestem Wam ogromnie wdzięczna, dziękuję.
No właśnie nie pozbywać się tylko przyjąć aby się wypaliło. Dobrze, że te trupy wychodzą teraz, bo gorzej jest je odkopywać jak już się prawie kończy budowę ;)
Pytanie – co cię blokuje w poczuciu, że jesteś godna miłości i nic w tym kierunku nie musisz robić, poza byciem?
I na to pytanie chętnie poznałabym odpowiedź… mechanizmy znam, wiem skąd się to wzięło, przeszłam cały proces wybaczania na głębokim poziomie, później terapię – niby przepracowane… a jednak nie. Nadal boję się, ze będąc sobą nie zasłużę na miłość i często łapie się na spełnianiu czyichś oczekiwań. Kurs jest genialny, może w trakcie odblokują się jakieś kolejne drzwi:)
Świetnie! Wszystko notuje. W roli ofiary byłam przez 16 lat. A przez kolejne 10 lat nadal nosiłam ciężar tamtych zdarzeń. Az przyszła choroba. I to ona mnie (paradoksalnie) uratowała. Jakie to klasyczne….. Będąc wtedy przed laty ofiara czułam potężne poczucie winy. Dręczyciel skutecznie mnie w tym umacniał. Nie wiem po co to wszystko tutaj pisze. Wiem jedno, ze przejęłam pełna odpowiedzialność za swoje życie. Jest to ciężka, nieustająca praca z kursami, notatnikiem, odrabianiem zadanych lekcji, wdrażaniem nabytej wiedzy i odkryć w przebieg swojej codzienności w relacje z ludźmi. Jest to mniej lub bardziej regularne dokonywanie refleksji. Kocham te łzy które tak często spływają mi po policzkach. Nie ustane w leczeniu tych ran. Mam już zaufanie do siebie, to o którym mówisz Sylwia. Zycie jest piękne gdy życia się uczę.
Cudnie. Jak już zintegrujesz te emocje, to praca się w sumie zakończy. Po prostu przyjdzie ulga i brak potrzeby dalszego skupiania się na tym co było. Fajnie, że już jest to zaufanie, za nim idzie ukojenie. :)
Zastanawiam się właśnie czy wszeświat pokazując mi rolę ofiary w pracy, mówi mi weź coś zrób, weź idź za głosem serca. Nie męcz się tam, nie wojuj już. Staram się być asertywna i mówić czego nie chcę, ale to w małej części jest mi dawane. Nie chciałam zmieniać pracy, żeby skoncentrować się na duchowości. Żeby nie zaangażować się w nową pracę, bo wtedy mniej energii na to odkrywanie, ale teraz ta energia idzie w walkę o swoje. Ach, właśnie taki etap, trudne to jest. Ale to co mnie cieszy to to, że jak przychodzą trudne uczucia z tym związane to je przepuszczam, a nie przytrzymuje w sobie, przez co ciało nie jest takie napięte. Za co dziękuję sobie, że już tak umiem.
Pobądź z tym i obserwuj.
Teraz tworzysz nowe połączenia – dzięki innym reakcjom i przepuszczaniu emocji :) A więc też zmiana pracy jeśli na tę chwilę będzie najlepsza dla Ciebie, zadzieje się we flow. Po prostu obserwuj i reaguj z miłością do siebie i innych. Nie walcz ale stawiaj granice. No i zadaj sobie pytania i poczuj to czy rzeczywiście w nowej pracy miałabyś mniej przestrzeni na rozwój, czy to tylko wymówka przed jeszcze większym rozwojem – nowe środowisko, sprawdzenie tego co przepracowane ;)
Tak dokładnie to poczułam ostatnio. Czy będąc w sytuacji, która nie stawia mnie w równowadze tak naprawdę oszczędzam energię na rozwój. A nowa praca w większym balansie może spowodować większe flow. Narazie nowa propozycja nie przyszła mimo poszukiwań, ale odpuściłam walkę i wypracowuje nowe podejście do tego co jest (mniej ponad miarę i oczekiwania). Właśnie głównie flow i patrzenie gdzie nie jest pod wiatr. dziękuję bardzo mi to pomogło co napisałyście <3
A chciałam się czymś podzielić. O tym odpuszczeniu. Odpuściłam i odezwała się do mnie firma na którą czekałam od jakiegoś czasu na informacje. Zaprosili mnie na kawę i rozmowę, zobaczymy co wyjdzie, ale wiem, że przepracowałam w sobie, że nie muszę być w obecnej firmie, że mam wybór. I ta wolność daje przestrzeń.
O rany…jaka ja jestem ofiarą…ale jaką!! trudno mi się do tego przyznać, bo zawsze osądzałam innych jakimi są ofiarami i bardzo łatwo mi to dostrzec, natomiast przez wiele miesięcy uwazałam się za króla puszczy – zero ofiary, ale jednak widze jak to pięknie ukrywałam. wychodzi u mnie ewidentnie porównywanie się do innych osób działających onlina, patrzenia ze ich społeczność rośnie, a mi nie, jestem taka biedna, tak ciezko pracuje a nic się nie dzieje, nikt do mnie nie przychodzi, więc nie mam jak sprzedawac, bo nie mam komu, i mam znikomy odzew z moich “akcji”. O taka jest prawda o mnie. Natomiast posiedze sobie z tym przekazem co nagrywała Honia o tej grze – bo to mi zrobilo niezly mind fuck i cos mi tam kliknęło, wiec tez moze przeniose to na ten aspekt mojego zycia…no ale kazde wsparcie mile widziane, sciskam
mówisz ile w Tobie jest awatara a ile twórcy? I o proporcjach?
:) Król jest nagi
czyli bez określeń?
Tak :)
Tak cie słucham i sobie myslę: tak, ta była, albo jeszcze jest ofiarą, tamta jest, a ja im dawałam mądre radyi i wydawało mi sie wtedy,że mnie to nie dotyczy, że jestem ponad. Niestety, tak mi się tylko wydawało, a takie osoby z jakiegoś powodu sie pokazywały. Ja też uciekałam od podejmowania decyzji, od pójscia do przodu, bo dzieci, bo mąż , bo rodzina.Winiłam innych, za różne rzeczy, za to,że nie mogę. Jakże to było mylne,ze nie można stanąć przy sobie, że jest się niezastąpionym,że sobie nie poradzą beze mnie. A właściwie,że to mąż jest od zarabiania, działania, itp. A zycie upływa i potem się zastanawiamy, czy nasze wybory były słuszne, ze mozna było inaczej. Dobrze, ze poruszacie takie tematy. Warto sie zastanowić nad tym i zrozumieć,żeby wyjść z roli ofiary,
Zastanawiam sie gdzie lezy granica pomiedzy zaufaniem do wszechswiata ze zawsze nam daje wszystko w odpowiednim czasie, a wlasnie wchodzenie w roli ofiary okolicznosci…do tego juz stopnia, ze czasem chce pojechac odwiedzic kogos, ale akurat pada i mam pretekst ze wszechswiat kaze mi czekac na lepszy moment…to oczywiscie karykaturalna wersja sytuacji, ale mam tak z podjeciem jakiejkolwiek pracy/ dzialania/ wznowienia hobby. Zostalam mama kilka miesiecy temu i oddaje sie temu jak moge jednak czuje, ze byloby dla mnie dobrze wrocic do jakiejs formy pracy…ale boje sie i zupelnie nie wiem czego chce i czy w ogole “wszechswiat chce zebym wyszla z domu”. W wielu aspektach w zyciu czuje taka sciane wlasnie, ze niby nie moge nic zrobic, bo teraz jestem mama i musze sie tym zajac. Kocham to i wiem, ze to jedno z moich zyciowych powolan, ale czuje ze nie jedyne…boje sie jednak, jakiegokolwiek kroku, czy w kierunku podjecia pracy, zmiany miejsca zamieszkania, podrozowania( co kiedys przychodzilo mi z wielka latwoscia).
Wykreowalam sobie bardzo komfortowa sytuacje w ktorej mam dobre mieszkanie, finansowo jest stabilnie, i partner mieszka bardzo blisko i mysle… tak musi zostac, to jest dobre dla mojej corki- stabilnosc i rutyna.Jednak ja czuje czesto, ze przezywam a nie zyje. I przez to tez zrzucam odpowiedzialnosc na partnera,,ze to on powinien cos zrobic, zmiebic, sprzedac dom, zebysmy mogli wyjechac albo polepszyc jakos ta swoja rzeczywistosc mimo, ze ona naprawde jest wporzadku…widze wszystko to, co mam i jestem za to wdzieczna kazdego dnia, a jednak jest to uczucie jakiegos braku…czy jest cos wiecej czego nie umiem dosiegnac, czy poprostu jestem niewdzieczna i nie umiem cieszyc sie calkowicie z chwili obecnej???
JA pogrzebałam bym w tym poczuciu braku. Bo on kieruje twoimi wyborami podświadomie.
Czyli poobserwuj sobie kiedy włącza Ci się np. strach o to że zabraknie lub zniknie itp.
Wiesz z tym, że Wszechświat tak chce – pamiętaj, że Jesteśmy Wszechświatem, żyjemy w nim i mamy go w sobie. On jest wielowymiarowy. A więc mówiąc że Wszechświat czegoś chce, mówisz sobie, że sama tego chcesz. Na zewnątrz nie może zaistnieć nic, czego nie mamy w sobie emocjonalnie.
Dodatkowo to nie jest tak że my mamy leżeć i pachnieć i niech wszech robi. Nie mamy robić swoją część – to jest ruch energii, który powoduje manifestowanie się czegoś na zewnątrz :)
Pozdrawiam
S
Dziekuje:* te slowa duzo mi wyklarowaly. Staram sie rowniez teraz siebie bardziej obserwowac, i wejsc glebiej w powody, dla ktorych czasem wlasnie stoje w miejscu myslac, ze tak ma byc. 💖
Wydaje mi sie, ze wiekszosc zycia pozostawalam w tej roli, hmmm moze po to. by nie musiec pracowac – nie wiem… Ale pamietam, jak mowilam, ze nie nadaje sie do pracy na etat, bo jak przychodzi depresja i dlugotrwale leczenie, to trace ja etc… Wiec imalam sie “prac” typu digital scrapbooking designer, bo moglam on-line, czy szydelko etc…
Troche w jakims momencie poczulam dyskomfort, chyba wlasnie, kiedy mowilas Sylwia, by sie przyjrzec, dlaczego tkwilam czy wskakuje w te role..
Ogolnie czuje, ze poprzez uznanie siebie, poczucie, ze jestem miloscia – “wyplulam sie” z tej roli, nie tkwie juz tak stale w niej, ale jednoczesnie nie wszystko tam doczyscilam i doswietlilam…
Buziolki… ide robic chleb… :D :*
:)
Oj, aż mi się szeroko oczy otworzyły! stary ten program, że hej ale odpala mi się często.. teraz przyszło uświadomienie… narzekam przyjaciółce na swoich pacjentów – a to za wcześnie przychodzą na umówioną wizytę, a to odwołują sesje, a to nie słuchają zaleceń… chce żeby mi współczuła.. jaka to ja biedna..A co mi to daje?dostaje głaskanie i czuję się lepiej, zauważona? doceniona?podziwiana? A co by było gdybym nie narzekała i chwaliła się jakich to mam cudownych pacjentów – tak też robię dość często i mam do nich wdzięczność.. no ale właśnie, co robię częściej? chyba narzekam na nich :P A jak się chwalę, to koleżanka mówi “ale ci dobrze” hmm nie chce żeby inni myśleli że jest mi dobrze? chyba wolę żeby myśleli że jest mi trudno.. chyba chodzi o to że dowartościowuję się tym, że inni (bliscy- przyjaciółka, mama, ciocia) myślą sobie, że ja taka biedna a daje radę. czuje się wtedy ważna, dzielna .. czyli szukam potwierdzenia swojej wartości na zewnątrz?.. w pewny sposób kreuję jakąś siebie/ obraz siebie dla innych. hmm .teraz mi przyszło że to rana narcystyczna – patrzcie i podziwiajcie mnie jaka to jestem dzielna, a co jest za kurtyną? … piękny proces z tego wyszedł dziękuję.. popłynęło <3
No i pięknie :)
Dziękuję za wykład.
Nooo …. Dziękuję serdecznie za wykład: rola zbawiciela, sądzącego i ofiary. Przeczołgało mnie potem niesamowicie. Jednego dnia przerobiłam trzy wykłady, a rano następnego obudziłam się z migrenowym bólem głowy, tak mocnym, że wycięło mnie do 14.00. Wiem, że to był efekt tego, co przerabiałam poprzedniego dnia. Pomimo, że przyjemnie mi nie było, to teraz bardzo się cieszę, bo wiem, że moje ciało, umysł i duch przerobiły te tematy. Wiele zrozumiałam.
Kochane, bardzo Wam dziękuję za tę lekcję. Jestem ciekawa co będzie dalej się działo ;)
Ja dostrzegam w sobie takie paradoksalne oblicze ofiary. Taka ofiara statusowa z racji pochodzenia, która absolutnie nie daje sobie “wmówić, że jest słaba” i bierze na siebie zbyt dużo bez zwrotu, po to by udowodnić światu czy nie przyznać się, że jest ofiarą (system korzysta a jakże) i w konsekwencji staje się ofiarą samej siebie, bo zdrowie się sypie, kręgosłup.