Zanim wysłuchałam podcastu, to sobie pomyślałam, że ten miesiąc w zasadzie mnie nie dotyczy… i się zdziwiłam…
Na szybko, to widzę, że słabo u mnie z zaufaniem w sferze finansów. W związku z tym oczywiście gromadzę oszczędności, buduję poduszki bezpieczeństwa, tak jak potrafię ale nie jestem pewna, czy to wszystko wystarczy, czy nie można lepiej, bezpieczniej, korzystniej… zdobywam wiedzę, ale wciąż nie jestem pewna…
Jeśli chodzi o poczucie bezpieczeństwa, to myślałam, że sobie z tym jakoś radzę, ale teraz widzę, że to radzenie sobie, to po prostu odgradzanie się od tego, czego się boję. Taka metoda – nie myślę o tym, to tego nie przyciągam.
Jak się modlę mówiąc „i nie wódź mnie na pokuszenie” to myślę – Wszechświecie nie wystawiaj mnie na próby w tym temacie.
Poruszyło mnie zdanie „lepiej nie powiem prawdy” ale cóż to jest PRAWDA? Czyjej prawdy nie powiem – swojej? Twojej? – usłyszałam w głowie, że powinnam pozwolić sobie być sobą a innym innymi – ja mam swoją prawdę – inni mogą mieć swoją – czy powinnam im pokazywać moją prawdę? To by prowadziło do tego, że zaczęłabym ich oceniać – moja prawda jest „mojsza” (cytując „klasyka” z Dnia Świra) Czy to nie naruszy ich przestrzeni/wolności?
I tu wychodzi moje największe boję się – czy ktoś nie poczuje się gorszy/gorzej przez to co zrobię/powiem – czuję panikę, gdy sobie przypomnę/wyobrażę taką sytuację – ściśnięty w mikroskopijną kulkę całkiem spory kłębek wełny – szorstki, czerwono-brązowy pojawił się w okolicy żołądka… wiem… poćwiczę to odczuwanie – ale tak na szybko przyszło mi to do głowy.
Oj, pracowity mnie miesiąc czeka i już się na niego cieszę :)
Hej.
Jeśli chodzi o prawdę i bycie sobą i pozwolenie innym na bycie innymi.
Każdy z nas i tak jest Jednią. Natomiast Wszechświat poznaje siebie w świecie fizycznym poprzez jednostki, które reagują, czują i działają inaczej. Są więc jedną prawdą i wieloma prawdami, każda z nich jest ok.
A więc bądź prawdą – ta główna to miłość.
Badź, a nie pokazuj prawdy. To dwa różne oblicza życia swoją prawdą.
Poznajemy różne prawdy dla poszerzania perspektyw, nie dla oceny czy nasza jest lepsza.
Jeśli lepiej czujemy się w swojej to pozostajemy w niej. Jeśli ta czyjaś wkłada w nasze życie ziarnko, które pomaga nam poszerzać świadomość, też dobrze.
My nie jesteśmy tu od oceny, tylko dla poznania :)
A jeśli działasz z poziomu miłości, nie ego, to nikt nie poczuje się gorszy. Nie takie będą Twoje intencje. Na pewno nie z powodu tego co powiesz czy zrobisz.
Daj zaistnieć tej kulce i zobacz w co się przeistoczy.
Pytanie co do finansów – na jakie niebezpieczeństwo się szykujesz ;)
My także inwestujemy, reinwestujemy itd, ale nie na czarną godzinę czy w razie czego tylko po to żeby móc jeszcze lepiej realizować naszą misję tu na ziemi.
Zmień intencję i cele pomnażania czy odkładania :) a zmieni się wiele.
Powodzenia
Barbara Pioch
12 listopada 2020 01:25
Wiedziałamjuz po pierwszym wysłuchaniu, że ta lekcja będzie dla mnie wyjątkowa, ale nie myślałam, że aż tak i że temat rodziców wywoła u mnie takie uczucia.
Ale zacznę od braku zaufania.
U mnie to brak zaufania, że to czego się podejmę możne się udać. Dokopałam się do sytuacji z dzieciństwa gdzie moi rodzice lub bracia wysmiewali moje zdolności, albo nie wierzyli ze ja sama coś zrobiłam, lub przegrywałam w jakichś zawodach choć wszyscy zakładali ze wygram. Czułam upokorzenie, wstyd i że rozczarowuje innych. Wyszło mi też że moja intencja na takich zawodach nie była czysta. Nie chcialam dać z siebie to co najlepsze, tylko chciałam być koniecznie lepsza niż inni.
Poczułam to i zapytałam jak chce to zmienić. W odpowiedzi :skupiam się na własnej mocy, nie porównuję się z innymi, daje z siebie co najlepsze. Nie umniejszam wartości innych, kieruje się czystymi intencjami, cieszę z sukcesu innych, bo moga też dla mnie być przykładem do dalszego rozwoju. Jedyna osobą od której powinnam się starać być lepsza jestem ja sama.
Brak zaufania, że nie będę umiała odczytać intencji innych osób wobec mnie(przede wszystkim w związkach) Weszłam w to uczucie i zobaczyłam, że wszystkie moje związki miały ten sam schemat. Sama nie respektowalam granic, które sobie stawiałam. Przesuwałam je ciągle, mając nadzieję, że w ten sposób otrzymam więcej „miłości”. Przestałam szanować siebie.
W dzieciństwie słyszałam, ustąp bo to twój brat, albo zrób tak i tak bo co ludzie powiedzą, starszym nie wolno powiedzieć, że robią coś źle, bo to brak szacunku..stracilam wiarygodność, że te prze zemnie wyznaczone granice są właściwe.
A kiedy byłam raniona, wchodziłam w rolę ofiary i szukałam winy w innych. Czułam też, że nie potrafiłam o siebie wystarczająco zadbać, że dałam się oszukać.
Czułam to wszystko tak mocno!
Potem nadszedł temat-strach.
Wypisałam, strach, że coś złego stanie się moim najbliższym oraz temat śmierci moich rodziców.
Ten drugi, był dla mnie zawsze trudny. Pamiętam jak dowiedzieliśmy się że tata ma raka, jak padłam na podłogę i zaczęłam płakać. Czułam się taka sama, bezradna, pozbawiona mocy i pełna strachu ze juz nigdy go nie zobaczę. Weszłam w tą sytuację i łzy cały czas spływały, wszystko w środku bolało. Zobaczyłam jak oni nas b kochają. Nigdy tego nie pokazywali w taki tradycyjny sposób, ale np. przez przetwoty które dla nas zawsze przygotowują, przez dzielenie się każdym owocem z ogrodu, gotując nasze ulubione potrawy jak jesteśmy w Polsce i masa innych gestów które mówią mi kocham cię – inaczej sami nie potrafili. I dzisiaj nawet ta mała Basia to poczuła.
Już dawno nie czułam takich emocji – 🙌🙏🙏❤️
No niezłe procesy się odbyły.
W moim odczuciu wszystko kierujące Ciebie do wewnętrznej mocy i zaufaniu jej właśnie.
Mocno czuję temat mocy w którymś rodzicu – przerabiałam w tym roku. Boli, ale kiedy się już zaakceptuje najgorsze przychodzi spokój i czuje się swoją moc, a to jak się okazuje energetycznie też wspomaga tę drugą stronę, oddajemy jej tę część mocy którą braliśmy ;)
Dziękujemy, że się tym podzieliłaś.
Ewelina Przygoda
22 listopada 2020 21:10
Ale jazda Dziewczyny ;) Uffff.
Jeszcze niedawno żyłam w ciągłym strachu i przerażeniu. Strach i przerażenie towarzyszyły mi w sumie przez większość życia. Wszystko mnie przerażało. Ja siebie przerażałam. Inni mnie przerażali. Świat mnie przerażał. Od czasu do czasu szłam na psychotropy, bo nie potrafiłam sobie inaczej poradzić. A z drugiej strony zawsze miałam w sobie ogromną wolę życia, zachwycania się światem, po prostu bycia. Dlatego też, mimo że wydawało się to niemożliwe, to przestałam pić.
I zawsze, jak źle by nie było, chciałam żyć szczęśliwie. Kiedyś wydawało mi się, że właśnie jest się szczęśliwym, jak żadne trudne sytuacje w naszym życiu się nie zdarzają. Dlatego te trudne rzeczy spychałam. Dlatego też piłam. Teraz wiem, że w życiu są trudne i przyjemne chwile i emocje i to jest w porządku. Trzeba każde zaakceptować, przyjrzeć się im, przeprocesować. Problem jest taki, że ludzie nie lubią słuchać o trudnych emocjach i chwilach. Jak pytają, co u Ciebie, to nie chcą słuchać, że źle, więc mówisz, że ok i czujesz się jeszcze gorzej. Ja zawsze uważałam, że warto mówić i o dobrych i o złych rzeczach, bo tak jest zawsze łatwiej i prawdziwie.
Co do mojego braku zaufania do siebie, to nad tym mocno pracuję, ale mam w sobie takie przekonanie, że nie można innym ufać, że na pewno chcą nas oszukać. Że nikt nic dobrego dla innych ot tak sobie nie robi. Mam poczucie, że dokonuję złych wyborów, że nie potrafię tego robić, więc lepiej nie podejmować żadnych. W dzieciństwie nie pozwalano mi samej próbować, podejmować decyzji. Narzucano mi je i zapewne z tego to wynika.
Kolejna rzecz, to mam przekonanie, że nic nie potrafię, że nie mam nic do zaoferowania innym i światu, że nie mam żadnych talentów, że nie jestem wartościowa. Rodzice mnie nie chwalili. Dla mamy moja czwórka w szkole była tragedią. Liczyła się tylko nauka. Nie czuję, żeby we mnie wierzyła. Do tej pory mówi np. „Jak stracisz pracę, to pójdziesz na taśmę do fabryki. Tam Cię na pewno przyjmą.” Tym samym pokazuje mi, że tylko tam się nadaję.
Łapię się na tym, że jak ktoś powie, że coś zrobiłam dobrze, że jestem świetna, to mówię, że udało się, że to nie jest znowu nie wiadomo co, że każdy by to zrobił, że nie jestem.
Mam w sobie takie poczucie, że nie potrafię, że nie zrobię, że nie dam rady.
Mama mówiła mi często: tego nie wolno, tak się nie zachowuj. Jesteś zła. Zdarzyło się też, że powiedziała, że jestem szatanem. Zawsze uważała, że nie warto nic zmieniać, że nie warto próbować. Że trzeba udawać na zewnątrz, że wszystko jest w porządku. nawet jak życie się wali. Do tej pory szczyci się tym, że inni nie wiedzą, jak źle się czuje.
Co do strachu. Boję się śmierci. Co łączy się z lękiem, dotyczącym nieznanego. Zawsze uważałam, że wszystko trzeba wiedzieć, co będzie. Ma to być przewidywalne. Dlatego ta świadomość, że nic nie wiem, mnie przeraża. Łączy się to też z przekonaniem, że jestem złym człowiekiem, więc nic dobrego mnie nie czeka.
Mam też w sobie lęk, że jestem niewiele warta, że nie mam nic do zaoferowania, że nie jestem wyjątkowa. Że nawet, jak jest super i idzie mi super i ja jestem super, to to nie jest super. To kłamstwo, bo ja nie jestem super. Ot, taka logika ;)
Oczywiście ten strach i brak zaufania do siebie to wszystko się łączy i krzyżuje. Jest i tak z tym dużo lepiej u mnie, niż było. Nie mam tego przerażenia w sobie. Pracuję nad sobą. Zaczynam sobie ufać, doceniać siebie. Otwieram się na nieznane. Ufam, że wszechświat chce dla mnie, jak najlepiej.
Zaczęłam robić medytacje i afirmacje bezpieczeństwa. Praktykuję wdzięczność. To wszystko mi bardzo pomaga. Nie mam pretensji do mamy. Wiem, że mnie kocha. Wiem, że taka już jest. Nie zmieni się. Nie widzi tego. Nigdy nie zmierzyła się ze swoimi przekonaniami. Nigdy nad tym nie pracowała. Cieszę się, że jestem gdzie jestem :) Dziękuję Wam :)
Bardzo dziękujemy za tę historię.
Czuć, że już dużo widzisz.
Spróbuj sobie w medytacji wejść w te sytuacje z mama w których czujesz, że wszczepione zostało Ci: brak wiary w siebie, to że nie warto się zmieniać itd.
Wejdź w to jako dorosła, będąc przy sobie małej i stań za sobą z miłością. Nie walcz z tym po prostu z miłością pokaż sobie – dziecku, i daj odczuć, że możesz liczyć na samą siebie, że jesteś przy sobie i że jesteś warta wszystkiego co najlepsze. Że doceniasz siebie i uznajesz swoje sukcesy.
Daj sobie to sama – ty dorosła, sobie małej :)
Mamie zostaw tam miłość i zrozumienie.
I sobie w tym pobądź i wróć do teraz.
Czeka Cię tu dużo procesów wzmacniających poczucie własnej wartości, sprawczości i odklejanie się od nieswoich przekonań.
Jesteś TU, a to wielki krok który z odwagą podjęłaś :)
Ściskam
S
Dziękuję Kochane za te wspierające słowa! Aż się popłakałam. Dziękuję za wskazówki – tak zrobię :) Jestem TU :)
Wiola
26 listopada 2020 17:29
No dziewczyny, odcinek petarda! :D Dziekuje Wam z calego serca za niego.
Co do sfery zaufania do siebie, to ja wlasnie go nie mam. Cale moje zycie najpierw mama mi wmawiala/pokazywala, ze to glupie, co czuje, a potem, juz dorosla, pozwalalam sobie to nadal wmawiac.
Na szczescie juz wiem, ze to nieprawda, ucze sie ufac sobie i sluchac siebie. Od nowa. W glowie schemat przerobiony, zostaje praktyka. Sama trzymam za siebie kciuki, hi hi
A wiecie, ze w temacie granic nic nie moglam wypisac? Szokujace. Ciagle pozwalalam je przekraczac, choc czulam, ze to mi nie sluzy. W relacjach wszystkie sytuacje, o ktorych mowilam „nigdy wiecej”, ciagle sie powtarzaly. W pracy od zawsze bralam na siebie za duzo i za duzo pracowalam. Ciagle dawalam z siebie wiecej i wiecej, zeby mnie ktos zauwazyl.
Oj, duzo pracy przede mna. Ale tez swiatelko w tunelu :)
:) Najważniejsze, że już dostrzegasz to, że przekraczasz granice i dajesz innym to robić. Ale spokojnie z tygodnia na tydzień poczujesz coraz większą moc wewnętrzną :)
Agnieszka Wojciechowska
28 grudnia 2020 22:02
Zawsze miałam największy problemem z podejmowaniem decyzji, nie ufam sobie.
Chociaż kiedyś był to dla mnie większy problem niż teraz. Przeprowadziłam rozmowę ze sobą, że muszę je podejmować i być przy tym stanowcza. Teraz po prostu nie analizuje, tylko podejmuje;)
W moim domu rodzinnym zawsze brakowało mi rozmów o życiu codziennym, przy wspólnym spędzaniu czasu.
Kiedy zaczęliśmy mieszkać razem z moim mężem, pierwsze co chciałam kupić to duży stół do wspólnych posiłków. Muszę przyznać, że mąż drążył ten temat, nie rozumiał po co mi duży stół w małym mieszkaniu. Właśnie wtedy zdałam sobie sprawę, że tego mi brakowało, wspólnych posiłków i rozmów. Każdy z nas żył swoim życiem, niby razem a jednak oddzielnie.
Ta sytuacja odbiła się na mnie bardzo znacząco.
Od kiedy zaczęłam pracować nad poczuciem własnej wartości to myślę, że umiem postawić wyraźne granice.
Jeżeli chodzi o strach, to tutaj zdecydowanie musiałam się zastanowić. Mam/ miałam kilka strachów, ale czuję że jeden jest bardzo mocny i dość dziwny;)
Mam problem z wykonaniem rozmów telefonicznych, żeby coś załatwić. Wolę pojechać i w taki sposób załatwić niż telefonicznie. Naprawdę jest to dla mnie duży problem. Przed wykonaniem takiego telefonu czuję lekki ucisk w klatce piersiowej, oddech mi się zmienia. Nad tym zaczęłam już też pracować i jest lepiej, ale mimo wszystko nie uporałam się z tym do końca.
Jestem pewna, że to zaczęło się od choroby córki, ona miała mnóstwo badań konsultowanych z neurologiem, właśnie telefonicznie. Kiedy zdałam sobie sprawę, że jest to dla mnie za trudne, to mój mąż konsultuję wszystkie wyniki z neurologiem.
Fajne jest to, że mogę o tym wszystkim porozmawiać z mężem, a on stara się zrozumieć.
Pięknie sobie dostrzegasz w sobie różne połączenia. Może na ten strach zrób sobie jakąś medytację, taką uwalniającą to, co trzyma. Bez określenia co to, tylko patrząc kolorami – że np to coś jest szare i się rozpuszcza, lub odchodzi w złoty kolor :)
Katarzyna Smolka
31 grudnia 2020 09:01
Witajcie dziewczyny:) mysle, ze najbardziej potrzebuje popracowac nad wiara we wlasne sily, nad zaufaniem sobie, ze potrafie….ze potrafie kreowac, ze mam w sobie wiedze…zaufanie sobie, a nie wspieranie sie cudzymi przytaknieciami…
Każdy z nas jest kreatorem swojego życia.
Popatrz sobie na to co już stworzyłaś i doceń się za to :)
Jesteś teraz w procesie, który z pewnością Ci w tym pomoże.
<3
Ola
8 stycznia 2021 13:51
Cześć,
Do niedawna nawet sobie nie zdawałam sprawy z wielu emocji, nie umiałam tego nazwać, nie wiedziałam co z tym zrobić, więc udawałam, że jest ok, że ich nie ma, że nie ma nad czym się zastanawiać. A tu proszę, każdy miesiąc wydaje się być mój :)
Starach u mnie był od zawsze, w wielu obszarach, np. z wczesnych lat przed wywiadówką – choć przecież byłam wzorowym uczniem, u fryzjera, przed lekarzem. Mam też takie wspomnienie, że jako mała dziewczynka czasami bardzo bałam się co będzie po śmierci, bo wiedziałam tylko z religii, że potem jest coś nieskończonego, ale nie ogarniałam tego tematu w ogóle.
Aktualny strach mam przy okazji gdy mam zabrać głos (praca, szkolenie) gdy trzeba coś powiedzieć od siebie, wiem, że jestem w jakiś sposób oceniana – serce mi wali tak, że jak stoisz obok to usłyszysz, głos drży, w głowie robi się pustka, tracę oddech. Próbowałam uspokajać się głębokimi oddechami, powtarzaniem sobie, że nie ma się czego bać (bo przecież widzę, że reakcja jest nieadekwatna do okoliczności), ale mimo to ten strach wyzwala tyle reakcji w ciele, że tego nie mogę ogarnąć.
Największy strach mam o śmierć rodziców, bo zakładam – choć przecież wiem, że nie ma reguły – że ze względu na wiek bliżej im do tego momentu niż mnie. Do tego myślę że, być może oni też to czują, że zostało im coraz mniej czasu, że wiele rzeczy może nie zrobili. Do tego dochodzi fakt, że mama jest konfliktową osobą, wyszukującą problemy ale nie chcącą go rozwiązać. Nie przyjmującą pomocy. Trudno jest żyć z takim człowiekiem, tata jest zmęczony tym wszystkim, widzę jak bardzo chciałby żeby było w domu spokojniej, ja wspieram jak mogę przez rozmowy, odwiedziny, ale w skali całego dnia to jest kropla i czuję swoją bezsilność. Gdybym wiedziała, że oni są spokojni to mi też by było lżej, a tak to często się martwię. Choć ostatnio, staram się świadomie nie spalać tak jak to było w latach poprzednich.
Jeśli chodzi o brak zaufania to pierwsze co przychodzi mi na myśl podejmowanie decyzji, przez co jestem mistrzem w odkładaniu na później. Czasem jak coś się mi przydarzyło, to miałam takie poczucie, że mimo, że to nie była moja decyzja, to przynajmniej nie mam do siebie pretensji, przecież tak się zadziało i nie miałam na to wpływu. Widzę, że jest to bez sensu, brak odpowiedzialności za swoje życie, ale pracuję nad tym i mam sporo do zrobienia.
Pozdrawiam :)
Edyta Sztejnwald
8 stycznia 2021 21:09
Witam,
U mnie w tej lekcji po wglądzie w siebie przyszła taka myśl. Ludziom się wszystkiego nie mówi mniej wiedzą lepiej śpią. tak często słyszałam w domu i też słyszałam ale masz się czym chwalić. Na wszystko trzeba było uważać, żeby nikogo nie urazić. Bardzo mi brakowało wyrażania siebie i stawiania granic, ale wdrażam to w swoje życie i jest mi coraz lepiej. Nawet niedawno postanowiłam zrobić sobie głodówkę 24 h tylko o wodzie i pochwaliłam się tym rodzinie i usłyszałam ALE WYCZYN nawet nie zabolało mnie to i powiedziałam tak to wielki mój wyczyn i jestem z siebie bardzo dumna i zamierzam zrobić to 48h kto ze mną? byłam w tym pewna co mówię i czuję , nie było zbędnych komentarzy.
Dzień dobry. Zrobiłam mnóstwo notatek.
„W czym najbardziej nie ufasz sobie? – skąd się to wzięło?”
Wiele osób upatruje źródeł w dzieciństwie, w niewłaściwych komunikatach od rodziców itp. I w moim przypadku częściowo tak było, ale nie chcę tego wątku ciągnąć. Podzielę się krzywdą, którą sama sobie zrobiłam. A mianowicie, jakieś 11-12 lat temu sama sobie wkręciłam następujące przekonania: w każdym człowieku jest coś dobrego, każdemu trzeba dawać szansę, w każdym trzeba dostrzec pozytywne aspekty, każdemu trzeba wybaczyć, jeśli ja kogoś nie lubię, to jest to MÓJ PROBLEM itp.
Efektem było wyłączenie i zagłuszenie „radaru” i swojej intuicji. W rezultacie nie potrafiłam realnie oceniać sytuacji, pozwalałam na przekraczanie granic, wybaczałam świństwa zanim nawet ktoś mnie przeprosił, pozwalałam sobą manipulować, drenować się z energii, wykorzystywać, wikłać w dziwne układy.
Strasznie się pogubiłam wtedy.
Na pewnym etapie życia nie byłam nawet w stanie stwierdzić, że kogoś nie lubię. Pierwszy znak, że coś jest nie tak dostałam od mojej psychoterapeutki. Miałam toksyczną szefową, ale na terapii opowiadałam, że przecież ta kobieta ma szereg pozytywnych cech, że podziwiam w niej to i tamto, do tego mnie inspiruje (jakbym pisała jej usprawiedliwienie). A terapeutka na to – pani jej nie lubi, proszę to sobie jasno powiedzieć. A ja w szoku – ale jak to? To można kogoś nie lubić? No właśnie, MOŻNA.
Oto moja prawda na dziś: nie każdemu trzeba dawać szansę, nie w każdym należy dostrzegać pozytywne cechy, nie wszystko trzeba wybaczać. A jeśli kogoś nie lubię, to lepiej posłuchać intuicji.
Ja osobiście mam takie podejście:
Wszyscy jesteśmy Jednią, a więc nie dostrzegająć kogoś pozytywnych cech, negujemy swoje, ale.. nie oznacza to, że mamy nie stawiać granic, czy pozwalać na ich przekraczanie.
Oczywiście każda osoba, jest dla nas lustrem i jeśli pojawia się na naszej drodze, i nie lubimy jej, to wyraźny znak dla nas czemu się w sobie przyglądać i gdzie szukać, co jeszcze ukrywamy i nie uzdrowiliśmy w sobie.
Ale też nie oznacza to, że jeśli nie czujemy, mamy z tą osobą na siłę się zaprzyjaźniać.
Można kogoś kochać jak siebie samego, a jednocześnie wybrać nie budowanie bliższych relacji, tylko wyciągnięcie wniosków już po pierwszych sygnałach od tej osoby.
Kocham siebie w pełni, więc innych też, ale nie każdemu poświęcam swoją energię.
Podrawiam
S
Hej!
Dziękuję Ci, że o tym napisałaś!! Właśnie mi się przypomniało, że w pewnym momencie swojego życia też tak miałam. Niestety po przeczytaniu kilku rozwojowych książek..
Pozdrawiam cieplutko! 💞
Sylwia
Sylwia Fil
27 stycznia 2021 13:30
Witam!
Piszę pierwszy raz. Wcześniej się przyglądałam temu wszystkiemu, robiłam ćwiczenia i niby wszystko fajnie – hop! siup! do przodu.. Teraz siedzę i czuję, że utknęłam, właśnie po tym podcaście.. Sabotuję siebie i cały ten program, że to bez sensu i tak nic mnie nie da itd. Z drugiej strony coś mi szepcze – spokojnie, dasz radę, powoli. Wiem, że trafiło na mój słaby punkt. Jeszcze sobie z tym posiedzę, z tą myślą.. Nawet mnie to rozbawiło.
Pozdrawiam!
Głowa robi swoje, będzie gadała. Patrz na to, czyje to gadanie. Ja osobiście, kiedy pierwszy raz wpadłam na prawo przyciągania i Sekret i wszystkie te szmery bajery, miałam silne działanie głowy. Skupiałam się wtedy na tym cichym głosie, który mówił mi, że jednak coś w tym jest. W nim znalazłam prowadzenie swojej intuicji. Uściski! H.
Dzięki wielkie.. Jakoś ruszyłam dalej.. Wysłałam na urlop drania.. :D
Anita Drzymała
16 kwietnia 2021 13:51
Wysłuchałam raz i już wiem, że muszę wysłuchać jeszcze z dwa razy. Bo podczas słuchania przyszło coś do mnie i już na niczym innym nie mogłam się skupić.
U mnie brak zaufania jest jakoś tak powiązany z lękami i brakiem bezpieczeństwa.
Otóż boję się, że wykreuję to czego najbardziej się boję. Już ostatnio pisałam, że trochę mam na to lekarstwo – na lęki (ktore jak się pojawiają to mam wrażenie, że je przyciagam po to by stawić im czoła i sprawdzić się czy podołam, udowodnić coś komuś, sobie, nie wiem)- kiedy przychodzą staram się to sobie uświadomić i poczuć opiekę wyższej istoty a tym samym zamienić strach w miłość, albo totalnie odwrócić myśli w inną stronę.
Może wpływ na te lęki ma to, że urodziłam się w 6 miesiącu ciąży i przez 2 miesiące leżałam sama w szpitalu w inkubatorze ( musiałam dojść do normalnej wagi z 1kg). Mama zawsze powtarzała, że byłam jej najgrzeczniejszym dzieckiem, bo zasypiałam sama w łóżeczku i nigdy nie płakałam – może w tych pierwszych dniach życia nauczyłam się , że mój płacz nic nie daje. Do tego nigdy nie byłam karmiona piersią… i może był tu duży deficyt miłości w tym czasie. Dodatkowo przez to mogę mam faktycznie problem z pierwszą i drugą czakrą podstawy..i pracuję nad tym.
Pisałam tu o wielu rzeczach, ale teraz jakoś tak dziwnie trochę mi wstyd przyznać się do moich lęków … Biegam, czasem wiele km i w takich sytuacjach pojawia mi się , że mogę być napadnięta i zgwałcona. Dziś zrozumiałam, że ten lek jest też w innych aspektach – np. mam biuro podróży, normalnie mogłabym podróżować sama w wiele miejsc (gdyby nie obecna sytuacja), ale też jakby nie idzie mi nauka angielskiego (chociaż uczę się go po kilka godzin dziennie od dawna) na wypadek , żebym nie musiała sama jechać – no bo bezpieczniej z mężem ,koleżanką czy kimkolwiek….
Faktem jest, że w moim dzieciństwie moja mama była zgwałcona, ale ona w ogóle do tego nie wraca, nigdy nie wyczułam, żeby dla niej to był problem – jakoś to sobie przerobiła.
Natomiast ja tutaj mam strach i nawet powiedziałabym dużą sztywność na wyluzowanie totalne w rozmowach czy w relacjach z mężem (tzn. może nie problem ale brak otwartości )
do tego strachu dochodzi też lęk o moje dzieci, że jak gdzieś idą same to właśnie zostaną wykorzystane… kiedyś zastanawiałam się czy może w poprzednich wcieleniach taki scenariusz się nie wydarzył i dlatego mam tak wielki lęk w tym temacie…
a jeszcze dodam, ze pomimo tych lęków to ja jestem bardzo otwarta i ufna – i spodziewam się po osobach mi znanych uczciwości i że mają wobec mnie dobre intencje – nigdy nie miałam problemu takiego, ze boję się że ktoś mnie oszuka. nawet niektórzy mówią mi, że ja to jestem na zbyt naiwna. bo ja zawsze zakładam, że jak ktoś coś mówi to mówi prawdę – bo dlaczego miałby kłamać?
słucham kolejny raz i nasuwa mi się , że ja bardzo ufam sobie. Ufam sobie bo tylko sobie mogłam zawsze ufać bezgranicznie i nigdy się nie zawiodłam. I może stąd te obawy, że jeśli przychodzą lęki to trzeba się bać bo tak zawsze było?
Jakoś nie mogę tego rozkminić…
do tego jak to, że mamy pozwolić sobie odczuwać lęk i poczekać i dać mu wybrzmieć ma się do tego, że nisko wibrując przyciągamy same złe rzeczy?
I czy jeśli w chwili lęku szukam oparcia w istotach duchowych i np. otrzymuje poczucie miłości i cały lęk znika, to to jest ucieczka czy uzdrowienie?
dobra jeszcze ostatnia rzecz – co mi daje ten strach ? może zagłusza wyrzuty sumienia, że robię coś dla siebie? i zostawiam dzieci, obowiązki?
co mi odbiera? spokój i poczucie bezpieczeństwa, ale gdyby nie patrzeć w tak oczywisty sposób to odbiera mi możliwość podróżowania w samotności (a ja bardzo lubię być sama), swobodę i wolność w wielu decyzjach… i chociaż normalnie jestem bardzo odważną osobą w różnych decyzjach , zmianach to tutaj brakuje zdecydowanie odwagi
z jednej strony zachowuję się nad wyraz ostrożnie i nie ryzykuję, ale z drugiej tracę swobodę i wolność…może powinnam się zacząć szkolić w sztukach walki :) i to da mi poczucie bezpieczeństwa?
Poczucie bezpieczeństwa przede wszystkim potrzebujemy odkryć w sobie, bez robienia czegokolwiek na zewnątrz. I je ugruntować :) Pracujemy nad tym dalej <3
To jest tym czym uznajesz, że jest dla Ciebie – tak w głębi :)
Kiedy ufamy sobie z serca, nie głowy – nie przekonujemy się do tego. I jesteśmy w sobie w pełnym zaufaniu właśnie.
Kiedy dajemy wybrzmiewać emocjom nisko wibracyjnym przestajemy stawiać im opór, dlatego mogą się przekształcić i nie powodujemy ich nawarstwiania się i nie przyciągamy konsekwencji z nimi związanych.
Ciekawe te dysonanse u Ciebie :)
Obserwuj co ci się zacznie pojawiać dalej w tym temacie <3
Agnieszka Cz
7 maja 2021 17:35
Dwie rzeczy mi wypłynęły z dzisiejszej lekcji. Pierwsza to, że mam pustkę w głowie jak mam wypisać nieprzekraczalne granice dla samej siebie. I druga rzecz, chcę podążać ścieżką miłości i wierzę, że już to robię, a obecnie najbardziej obawiam się, że mogę się zakochać.
Agata M
21 czerwca 2021 11:39
Miałam ogromną blokadę żeby zacząć zbliżać się do tego tematu.
Małymi krokami się się udaje.
Odkryłam, że nie mam do siebie zaufania w aferze tego czy jestem dobrym człowiekiem, czy jestem wystarczająca, kim na prawdę jestem. Czy jestem wystarczająco mądra i uczciwa żeby się spełniać w życiu.
Po śmierci mojego syna te pytania i wątpliwości jeszcze bardziej się nasiliły. Nie wiem czy zasługuje by żyć. Czuję się zagubiona i wątpię czy moje życie ma sens.
Takie tematy wysunęły mi się na pierwszy plan.
Wiem , że będzie to dla mnie trudny miesiąc.
Może trudny ale przełomowy. Każdy z nas zasługuje. Inaczej – nie musi zasługiwać po prostu doświadczać tego, co jest naszym naturalnym stanem, który sami sobie blokujemy.
Te oceniane przez nas jako ciężkie doświadczenia, jeszcze mocniej nas zbliżają do nas samych i do bycia tym kim jesteśmy – pełnią <3
Ściskamy ciepło
Sylwia Niklas
6 lutego 2022 16:57
Witam,
ten tema jest bardzo teraz dla mnie. Wysłuchałam podcastu, zaczęłam robić ćwiczenia i …. utknęłam. Łzy ciekną mi po policzkach a nie pamiętam kiedy płakałam. Jestem w rozwoju lata, wiele przerobiłam i cieszę się z tych łez :)
Oba zagadnienia u mnie łączą się ze sferą finansów i swoje korzenie mają w domu rodzinnym, w którym było skromnie, na wszystko wystarczało, ale nikt mnie nigdy nie pytał co bym np. chciała na prezent. Pamiętam jak zarobiłam pierwsze swoje pieniądze, w wakacje przy truskawkach, za które mama kupiła mi płaszcz kremowy, którego niecierpiałam. To też skutkowało potem tym, że jak już mogłam decydować to miałam potrzebę kupowania w nadmiarze, co też powodowało wyrzuty sumienia. Błędne koło. W zasadzie całe życie towarzyszył mi strach o to, że może zabraknąć pieniędzy.
To uciążliwe i nadal się utrzymuje.
Mam męża, który bardzo często powtarza „jak pobogaciejemy to ….” Ma tendencje do gromadzenia różnych rzeczy, jest „chomikiem”, w piwnicy jest rupieciarnia i ciągle mówi, że nie ma czasu zrobić tam porządku, zresztą nie tylko tam. Bardzo mi to kiedyś przeszkadzało, myślałam, że odpuściłam, ale teraz dochodzę do wniosku, że „zamiotłam pod dywan”. Lubię jak wokół jest niezagracona przestrzeń.
Mąż też regularnie, co kilka lat, ma zawirowanie z pracą, co ma wpływ na moje poczucie bezpieczeństwa. Teraz też taki jest.
Jesteśmy 40 letnim małżeństwem, słabością naszego związku jest brak umiejętności rozmowy ze sobą właśnie w tych trudniejszych momentach. Gdy podejmuję rozmowę mąż się denerwuje, zamyka, obraża, mówi, że nie umie rozmawiać.
Opisuję to ze świadomością, że coś mi w ten sposób pokazuje, ale nie umiem tego rozwikłać, chociaż przed tą lekcją uważałam, że sprawa jest ogarnięta.
Wielokrotnie myślałam o tym, że lepiej byłoby się rozstać, ale wiem, że jeżeli nie rozwiążę w sobie spraw związanych z poczuciem bezpieczeństwa i zaufania do siebie, to rozstanie niczego nie zmieni.
Jestem w rozsypce.
Renata Wichmann
12 maja 2022 11:50
Brak zaufania do jeżdżenia autem, włączania się do ruchu, czekania, aby się włączyć. Brak poczucia bezpieczeństwa, ataki paniki, drżenie ciala,szum w lewej strony głowy, uchu, zaburzenia równowagi.niepozwalam sobie na błędy, to też z dzieciństwa. Wyszło, że mam się ugruntowywać i robię to, i obserwuję emocje, otulam je Czułością. Wynika to z tego że, nawet nie ja, ale moje rodzeństwo szło do kąta, a może i ja tylko wyparłam. Bardzo się denerwujecie, gdy ktoś mnie poucza. Powinnam pracować nad relacjami ze sobą, realizować swoje cele i marzenia. Dziękuję Wam za wglądy. Napiszcie co jeszcze powinnam ukochać, zajrzeć etc
Marta A
8 czerwca 2022 17:34
Dziewczyny, ja mam bardzo duży strach przed pijanymi osobami. Gdy do mojej pracy przychodzi ktoś pijany To, aż się trzęsę z nerwów i strachu i mam wrażenie, że ta osoba będzie robić problemy. I z trudem jestem miła dla takiej osoby. Jak mam się od tego uwolnić?, gdy widzę kogoś pijanego próbuje sobie wytlumaczyc, ze nie każdy pijany to problem i że wszystko będzie dobrze. Oczywiście wiem z kąd pochodzi ten lek moi rodzice są alkoholikami i od dziecka przyglądałam się awanturą i pijanym osobą. Jak sobie z tym poradzić? Chciałabym uwolnić swoje ciało od automatycznej reakcji, gdy widzę kogoś nietrzezwego i uwolnić się od strach nie uzasadnionego.
Potrzebujesz dotrzeć do pierwotnej emocji która stoi naprawdę za tym podejściem do pijanych osób. Akurat z tym tematem działamy dużo w Alchemii emocji. Ale, na początek zobacz gdzie się pojawia ta emocje w ciele. Jak ją czujesz, może ma jakiś kształt. Pozwól temu być, obserwuj co się z tym dzieje. Zapytaj co chce Ci powiedzieć jeszcze o Tobie? Co chce Ci pokazać? I obserwuj. Powoli zacznie się to uczucie zmieniać, rozpuszczać aż zmieni się w coś innego. Bo tu nie chodzi o stan pijanego człowieka, ale np. może o to ze bałaś się jako dziecko, a strach był związany z poczuciem zagrożenia, tego że coś lub kogoś stracisz. Dziś jako dorosła osoba możesz dać sobie przestrzeń na płacz w związku z tym co być może odkryjesz, że straciłaś jako dziecko przez uczucie strachu. Może odkryjesz też, że czujesz złość. I tak tutaj, wyrażanie jej krzykiem gdzieś w przestrzeni też pomaga uwalniać zamrożony strach. To tak na początek.
Dziękuję za odpowiedź jestem też na alchemii emocji i tam już z jedną emocja strachu fajnie myślę sobie poradziłam, tylko że ona była głęboko ukryta i właśnie dzięki alchemii emocji wyszła na powierzchie. Natomiast teraz słuchając nagrania, gdy padło pytanie czego się najbardziej boisz pierwsze co to było właśnie pijani ludzie i szczerze dopiero teraz uświadomiłam sobie, że to jest strach. Gdybym jeszcze parę miesięcy usłyszała to pytanie to bym powiedziała, że teraz niczego się nie boję, a prawda jest taka, że te wszystkie lęki i inne emocje dalej we mnie są tak samo silne jak parę lat temu tylko są głęboko schowane, ukryte i żyjąc w ciągłym biegu dosłownie „nie ma czasu na emocje i myślenie” alchemia emocji zrobiła swoje I wszystko zaczyna wychodzić na powierzchnie, a ja czuję, że idę w najlepszym kierunku jaki mogłam wybrać. Dziękuję dziewczyny😚
Dziękuję, wysłuchałam uważnie i nadal mam przekonanie, że nie zasługuje. Mimo, że czyściłam je wielokrotnie. No i powinnam praktykować samodzielność, chociaż tak naprawdę jestem samodzielna, ale ono jeszcze gdzie bardzo mocno się ukryło. Widzę siebie jako małe dziecko, co nic nie potrafi zrobić. Takie cielątko, gdzie pochniesz tam pójdzie. No nad tym chcę się b. pochylić. Brakuje mi przekonań. Dam radę, zasługuje na wszystko co najlepsze, bo jestem iskra Bogai jestem kompletna, jak to piszę to aż mam ucisk w brzuchu, ciało nie chce tego przyjąć, aż płakać mi się chce taki to opór. Dziękuję za waszą pomoc. Oj jest co robić. 😳
Jak się chce, to płacz :) Daj się temu uwolnić. O to też chodzi.
Xenia
16 czerwca 2022 07:52
Ciężka ta część bo nie wiem. Mój brak zaufania do siebie nie jest mój tak naprawdę, a jest tym co mama narzuciła mi w dzieciństwie mówiąc, że źle wybieram bo nie wybieram jak ona. A co do strachu to boję się, że ma rację. Zawsze czułam, że wybieram dobrze i w zgodzie ze sobą ale jestem w stanie takiego permanentnego zmęczenia, że zaczynam w to wątpić.
Anna
18 czerwca 2022 09:09
1/ Najbardziej nie ufam sobie w podejmowaniu działania, zwłaszcza w zakresie doktoratu, nauki hiszpańskiego.
Wzięło się to z prokrastynacji, która może być spowodowana lękiem przed porażką i przed sukcesem utożsamianym przeze mnie podświadomie z odrzuceniem, czymś przykrym. Zasadniczo i porażka i sukces tak mogą być odbierane przez podświadomość na ten moment.
W dzieciństwie podobno miałam problem ze spóźnianiem się, nauką. Natomiast wydaje mi się, że w dorosłym życiu spotkałam się z krytyką tego co dla mnie ważne od osób na których mi zależało. Być może molestowanie w dzieciństwie wpłynęło na to, że mam problem ze sprawczością i gdy przypomniałam sobie o tym zdarzeniu w tym roku to w pewnym momencie miałam żal do siebie, że siebie nie obroniłam. W znacznym stopniu transformowałam swoje uczucia.
Słyszałam dużo krytyki, że nie mogę czegoś zrobić i porównywań do innych, „lepszych”.
Odczucia z ciała przekazały wiadomość, że brakuje mi mojego wsparcia, że potrzebują działania step by step.
Brak zaufania w działaniu daje mi iluzję ucieczki, wolnego czasu i iluzoryczne oddalenie porażki.
Brak zaufania w działaniu odbiera mi doświadczanie satysfakcjonującego życia, o jakim marzyłam i do jakiego czułam wewnętrzne wołanie.
Brak zaufania w działaniu jest mi pomocny gdy użalam się nad sobą i znajduję wymówki dla których nie zrobię tego czego potrzebuję, mimo że niby przecież mi zależało na tym. Chyba właśnie w udowadnianiu sobie swojej gorszości i zawodności. To przykre, mocno!
Brak zaufania w działaniu jest mi nieprzyjacielem gdy chcę podjąć zmianę, gdy chcę realnie wytrwale zrobić to czego chciałam wiele lat temu i być wiarygodna dla bliskiej osoby.
2/ Nieprzekraczalne granice względem mnie – niedotrzymywanie sobie słowa i brak priorytetów (nad tym potrzebuję mocno popracować), a innych – dotyk i kontakt tylko wtedy kiedy tego chcę (tu też potrzebuję popracować, bo czasami zgadzałam się na to mimo że nie czułam potrzeby obecności czy dotyku tej osoby a po prostu potrzebowałam nie być sama).
Potrzebuję wypisać sobie własne granice względem siebie i innych i przestrzegać ich!
3/ Potrzebuję popracować najbardziej by odbudować własne zaufanie w obszarze doktoratu i budowania poczucia własnej wartości.
4/ Mój największy strach to, że jestem nic nie warta (to przyszło jako pierwsze z automatu, chociaż nigdy nie myślałam tak o tym, że to mój lęk, dotychczas obserwowałam lęk przed odrzuceniem czy porażką a bezwartościowość dostrzegałam w relacji z kimś mi bliskim – że ta relacja odpala moje traumy i trudno mi budować dobro między nami, chociaż ostatecznie widzę, że się rozwinęłam „dzięki” naszym sztormom).
Kiedyś byłam świadkiem kłótni między mamą a ciocią, gdzie ciocia powiedziała „tego dziecka nikt nigdy nie chciał”, zapadło to we mnie jako słowa o mnie. Jako, że zajmowała się mną babcia i tata wytworzyła się narracja rodzinna, którą przyjęłam, że mama mnie odrzuciła. Wczoraj z nią pomówiłam uczciwie i zmieniła się moja perspektywa, poza moimi wspomnieniami, taty, uzupełniłam jej wersję i zobaczyłam, że prawda jest pośrodku, że ona to zapamiętała inaczej i deklarowała miłość kiedyś i teraz deklaruje. Może po ludzku było jej ciężko kiedyś, natomiast przez wiele lat (mając 25 lat ją zrozumiałam i wybaczyłam, zaczęłam uczyć się okazywać jej miłość) czułam się niekochana, niechciana. Tata mimo, że się opiekował mną (tak to kojarzę) to około dorosłości miał wymagania, których nie chciałam przyjąć albo bardzo ostrą krytykę przy kimś gdy odniosłam porażkę na prawo jazdy. Pamiętam, że kiedyś gdy mu powiedziałam, że na studiach (?) wszyscy mnie lubią to był zaskoczony za co. To dość przykre. Czułam się odrzucona najpierw przez mamę, później tatę gdy mieliśmy różne podejście do mojego życia i tego czego potrzebuję, a później przez osobę, którą pokochałam i z perspektywy duszy kocham mimo że ego zabolało wiele sytuacji.
Strach chciał mi powiedzieć co potrzebuję sobie zapewnić zaufanie, bezpieczeństwo, działanie, budowanie poczucia własnej wartości i bezpiecznych relacji.
Bałam się być niechciana i nieuznana za wartościową, ważną. Strach chce odejść i chce żebym zapewniła sobie zaufanie, bezpieczeństwo, poczucie własnej wartości i relacje międzyludzkie, które będą wspierać mnie, dawać radość i spokój. Trzymanie strachu blokowało mnie przed działaniem, podjęciem kroków i wytrwaniem w celu. Blokowało mnie na życie celami, bo nie uznawałam swojej wartości. Odbiera mi satysfakcję z życia i poczucie że jestem właściwa taka jaka jestem i że zasługuję na życie jakiego pragnę. Trzymanie się tego strachu nie wpisuje się w wizję życia, jakie chcę tworzyć. Chcę budować, nie niszczyć. Strach był pomocny w udowadnianiu mi mojej bezwartościowości, depresji, apatii, ucieczkach. Jest mi nieprzyjacielem gdy chcę poprawić jakość życia, żyć prawdziwie, tak jak potrzebuję, by czuć swoją wartość i to że żyję w prawdzie ze sobą!
Dziękuję za możliwość tej perspektywy, pomogła mi lepiej zajrzeć w siebie, przypomnieć sobie ponownie nad czym potrzebuję popracować!! <3
Czy postanowienie że zbuduję poczucie własnej wartości i wiarygodność dla siebie lub/i dla osoby, którą kocham jest dla mnie dobrą podstawą? Zdaję sobie sprawę, że najlepszym wyjściem jest budowanie dla siebie i żeby to było oparte na mnie, natomiast mam chwile, że łatwiej mi wytrwać z myślą o tej osobie, niż o mnie. I to mnie podtrzymuje bardziej w tych momentach, więc jest czas kiedy chcę to robić i podejmuję się tego dla siebie i jest czas z myślą o tym kimś, żeby naprawić, odbudować, nie ranić albo przynajmniej w innej sytuacji nie zawieść i nie stracić kogoś kogo kocham/na kim mi zależy.
SandraK
15 lipca 2022 19:50
Hej wszystkim! :)
To był dla mnie bardzo ważny odcinek, zwłaszcza że po pierwszym wysłuchaniu zbierałam się na powtórkę chyba z miesiąc.
Mój problem to głównie brak wspomnień związanych z rodzicami. Ciężko mi robić wglądy w przeszłość bo praktycznie nic nie mogę sobie przypomnieć. Mam za to wiele wspomnień ze szkoły i rówieśnikami. I tam wiele problemów odnalazłam.
Nie wiem skąd bierze się taka amnezja ale nie udało mi się jeszcze tego przekroczyć, ale nie poddam się.
Póki co mój największy strach to śmierć i wypadek mój własny, strach przed bólem fizycznym i cierpieniem. Nie wiem jeszcze z jakiego powodu, możliwe że przez większość życia obserwowałam chorą babcie, która wiecznie narzekała, że żyje w ciągłym bólu? Ogromne ataki paniki pojawiają się również podczas jazdy autem ale tylko gdy jestem pasażerem – nie ufam nikomu za kierownicą. Panicznie boje się ewentualnych wypadków.
Mam praktycznie zerowe zaufanie do siebie jednak życie stawia mnie w takich sytuacjach, w których muszę ufać sobie i zwiększyć poczucie własnej wartości. Za to jestem wdzięczna bo gdyby nie takie lekcje niczego byśmy się nie nauczyli.
<3 Czasem umysł chowa przed nami to, co może nam pokazać rdzenną przyczynę czegoś np. przeważających emocji i myśli. Ale nie musimy znać przyczyny aby je zintegrować. Wystarczy mieć intencję puszczenia niewspierających myśli i emocji i działać nad poszerzaniem swojej świadomości. <3
Sabina
31 stycznia 2023 10:33
Już pracuje od dość dawna nad swoimi strachami i w tym momencie najbardziej boje się jeździć samochodem wszędzie. Boje się, że nie zaparkuje, zawsze planuje trasę i miejsce gdzie zaparkuje. Jak jadę w nowe miejsce to oglądam google street view żeby obczaic jak wygląda sprawa w parkowaniem.
Z drugiej strony jeśli już byłam zmuszona zmienić trasę bo np nagle były roboty drogowe, to zawsze sobie radziłam.
Bardzo mnie to ogranicza np zrezygnowałam z pojechania na warsztaty o których marzę bo boje się jechać autostradą i po wielkich miastach. Nie ma dobrego połączenia pociągiem/autobusem ode mnie.
Z drugiej strony daje mi to taka korzyść że mój mąż załatwia wiele spraw za mnie, bo ja się boje gdzieś jechać.
Nie ufam sobie w tej sprawie.
Ale czuję, że już czas popracować na tym porządnie :)
Aneta
7 kwietnia 2023 21:31
Lekcja, która daje mi do myślenia, szczególnie w temacie kiedy nie ufam sobie…..nie ufam sobie w kwestiach finansowych , choć widzę że zrobiłam tu już mega robotę. Zapożyczałam się i pomimo tego ,że zarabiałam nieźle ciągle miałam pod górkę. Obiecywałam sobie ,że np czegoś nie kupię , a wystarczyło że ktoś mnie umiejętnie wkręcił i zdanie było zmienione. Byłam bardzo łatwowierna ….teraz już potrafię nad tym panować. Nie wychodzę ze sklepu z trzema sukienkami…już potrafię nie kupić żadnej….Brakuje mi wiary w siebie, niby wiem, że to co robię ma wartość ale jednak przeglądam się w oczach innych , a krytyka bardzo mnie osłabia. Boję się ludzi mocnych, choć sama za taką jestem uważana. Bardzo boję się odrzucenia, mój duży strach jest strachem o życie dziecka. Czasem nie ma go w ogóle, a czasem poraża. I jest też jakiś strach który czasem mnie dopada, ogromnym bólem który wchodzi w okolice żołądka i tak jakby odcinał mi górą i dolna część ciała. Nie potrafię w niego wejść jak go nie ma . Może kiedy się pojawi to spróbuję z nim popracować……
Lekcja nad którą będę musiała popracować. A już napewno przy stawianiu granic. Natomiast co do powtarzająch się schematów, to u mnie wychodzi to w związkach.
Pierwszy związek , ja zakasalam rękawy bo liczyć niemoglam na męża bo wszystko Co zarobił to przehulał i jeszcze długi zostały.
Rozeszliśmy się po 5 latach.
Kolejny związek po kilku latach , no cóż, niby pracowity ale ciągle jakieś problemy z pracą, no i nieźle kamuflował swój alkoholizm. Rozrszlismy się po 20 latach. Kredyt który wzięliśmy na działalność spłaciłam sama bo mąż stwierdzi że to mój był pomysł. Teraz jestem w związku z z partnerem gdzie Ok 3 lat było ok. I jakoś tak znowu się powtarza że przy działalności swojej nie ma zlecen Wiec przez 3 miesiąc już się nie dokłada do budżetu.
I jeszcze jest jedną rzecz naktira już moja córka zwróciła uwagę że wszystkich tych facetów łączy coś wspólnego , a mianowicie pierwszy miał operacje na nogę bo wpadł pod autobus, drugi kiedy nawet nigdzie nie był zatrudniony idąc ulica złamał fatalnie nogę i tera obecny parter w zeszłym roku również złamał nogę. Czy to jest przypadek? Czy mam cos fo przerobienia? Szukam tylko zastanawiam aeiam się vo mam przerobić żeby w końcu żyć finansowo stabilnie.
Stać się tą stabilnością – emocjonalną, mentalną dla siebie samej. Nie oczekiwać z zewnątrz. Popatrzeć na intencje związków i ustanowić nowe – jeśli związki były budowane na braku czegokolwiek (wewnętrznym). Nie ma przypadków – są lekcje dla nas o nas.
Bożena F.
19 sierpnia 2023 16:14
Tak mocna lekcja.
Całe życie towarzyszy mi brak zaufania do własnych wyborów. Myślę, planuję, a później waham się, nie robię czegoś, albo źle wybieram i żałuję. Towarzyszyło mi przez długi czas stwierdzenie „jestem pechowcem”.
Wywodzę się z niezbyt bogatej, rolniczej rodziny (od strony taty), gdzie często przodkowie zmagali się z niedostatkiem, stratą i ciężką pracą. Bardzo mi ich żal, ale z drugiej strony znając ich losy, podziwiam ich i dziękuję, że sobie poradzili, wspierali się
i dali życie kolejnym pokoleniom. Co w sumie napawa mnie optymizmem, że zawsze jest rozwiązanie i życie płynie dalej. Widzę to coraz wyraźniej, co jest mi niezmiernie potrzebne, w danej sytuacji, kiedy jestem po operacji – guza złośliwego piersi.
Pojawiał się strach, że nie będę uczestniczyć w dalszym życiu dzieci, że mąż szybko pocieszy się przy boku kobiety, z którą mnie zdradził. Ale…no właśnie…pojawia się też
(w czasie lekcji) …SPOKÓJ, przecież …rokowania są dobre, jestem, dzieje się też dużo dobrego.
Pewnie brzmi to trochę chaotycznie, ale tak mi przyszło, żeby się podzielić
To będzie MÓJ miesiąc ❤️
No i cudnie :)
Zanim wysłuchałam podcastu, to sobie pomyślałam, że ten miesiąc w zasadzie mnie nie dotyczy… i się zdziwiłam…
Na szybko, to widzę, że słabo u mnie z zaufaniem w sferze finansów. W związku z tym oczywiście gromadzę oszczędności, buduję poduszki bezpieczeństwa, tak jak potrafię ale nie jestem pewna, czy to wszystko wystarczy, czy nie można lepiej, bezpieczniej, korzystniej… zdobywam wiedzę, ale wciąż nie jestem pewna…
Jeśli chodzi o poczucie bezpieczeństwa, to myślałam, że sobie z tym jakoś radzę, ale teraz widzę, że to radzenie sobie, to po prostu odgradzanie się od tego, czego się boję. Taka metoda – nie myślę o tym, to tego nie przyciągam.
Jak się modlę mówiąc „i nie wódź mnie na pokuszenie” to myślę – Wszechświecie nie wystawiaj mnie na próby w tym temacie.
Poruszyło mnie zdanie „lepiej nie powiem prawdy” ale cóż to jest PRAWDA? Czyjej prawdy nie powiem – swojej? Twojej? – usłyszałam w głowie, że powinnam pozwolić sobie być sobą a innym innymi – ja mam swoją prawdę – inni mogą mieć swoją – czy powinnam im pokazywać moją prawdę? To by prowadziło do tego, że zaczęłabym ich oceniać – moja prawda jest „mojsza” (cytując „klasyka” z Dnia Świra) Czy to nie naruszy ich przestrzeni/wolności?
I tu wychodzi moje największe boję się – czy ktoś nie poczuje się gorszy/gorzej przez to co zrobię/powiem – czuję panikę, gdy sobie przypomnę/wyobrażę taką sytuację – ściśnięty w mikroskopijną kulkę całkiem spory kłębek wełny – szorstki, czerwono-brązowy pojawił się w okolicy żołądka… wiem… poćwiczę to odczuwanie – ale tak na szybko przyszło mi to do głowy.
Oj, pracowity mnie miesiąc czeka i już się na niego cieszę :)
Hej.
Jeśli chodzi o prawdę i bycie sobą i pozwolenie innym na bycie innymi.
Każdy z nas i tak jest Jednią. Natomiast Wszechświat poznaje siebie w świecie fizycznym poprzez jednostki, które reagują, czują i działają inaczej. Są więc jedną prawdą i wieloma prawdami, każda z nich jest ok.
A więc bądź prawdą – ta główna to miłość.
Badź, a nie pokazuj prawdy. To dwa różne oblicza życia swoją prawdą.
Poznajemy różne prawdy dla poszerzania perspektyw, nie dla oceny czy nasza jest lepsza.
Jeśli lepiej czujemy się w swojej to pozostajemy w niej. Jeśli ta czyjaś wkłada w nasze życie ziarnko, które pomaga nam poszerzać świadomość, też dobrze.
My nie jesteśmy tu od oceny, tylko dla poznania :)
A jeśli działasz z poziomu miłości, nie ego, to nikt nie poczuje się gorszy. Nie takie będą Twoje intencje. Na pewno nie z powodu tego co powiesz czy zrobisz.
Daj zaistnieć tej kulce i zobacz w co się przeistoczy.
Pytanie co do finansów – na jakie niebezpieczeństwo się szykujesz ;)
My także inwestujemy, reinwestujemy itd, ale nie na czarną godzinę czy w razie czego tylko po to żeby móc jeszcze lepiej realizować naszą misję tu na ziemi.
Zmień intencję i cele pomnażania czy odkładania :) a zmieni się wiele.
Powodzenia
Wiedziałamjuz po pierwszym wysłuchaniu, że ta lekcja będzie dla mnie wyjątkowa, ale nie myślałam, że aż tak i że temat rodziców wywoła u mnie takie uczucia.
Ale zacznę od braku zaufania.
U mnie to brak zaufania, że to czego się podejmę możne się udać. Dokopałam się do sytuacji z dzieciństwa gdzie moi rodzice lub bracia wysmiewali moje zdolności, albo nie wierzyli ze ja sama coś zrobiłam, lub przegrywałam w jakichś zawodach choć wszyscy zakładali ze wygram. Czułam upokorzenie, wstyd i że rozczarowuje innych. Wyszło mi też że moja intencja na takich zawodach nie była czysta. Nie chcialam dać z siebie to co najlepsze, tylko chciałam być koniecznie lepsza niż inni.
Poczułam to i zapytałam jak chce to zmienić. W odpowiedzi :skupiam się na własnej mocy, nie porównuję się z innymi, daje z siebie co najlepsze. Nie umniejszam wartości innych, kieruje się czystymi intencjami, cieszę z sukcesu innych, bo moga też dla mnie być przykładem do dalszego rozwoju. Jedyna osobą od której powinnam się starać być lepsza jestem ja sama.
Brak zaufania, że nie będę umiała odczytać intencji innych osób wobec mnie(przede wszystkim w związkach) Weszłam w to uczucie i zobaczyłam, że wszystkie moje związki miały ten sam schemat. Sama nie respektowalam granic, które sobie stawiałam. Przesuwałam je ciągle, mając nadzieję, że w ten sposób otrzymam więcej „miłości”. Przestałam szanować siebie.
W dzieciństwie słyszałam, ustąp bo to twój brat, albo zrób tak i tak bo co ludzie powiedzą, starszym nie wolno powiedzieć, że robią coś źle, bo to brak szacunku..stracilam wiarygodność, że te prze zemnie wyznaczone granice są właściwe.
A kiedy byłam raniona, wchodziłam w rolę ofiary i szukałam winy w innych. Czułam też, że nie potrafiłam o siebie wystarczająco zadbać, że dałam się oszukać.
Czułam to wszystko tak mocno!
Potem nadszedł temat-strach.
Wypisałam, strach, że coś złego stanie się moim najbliższym oraz temat śmierci moich rodziców.
Ten drugi, był dla mnie zawsze trudny. Pamiętam jak dowiedzieliśmy się że tata ma raka, jak padłam na podłogę i zaczęłam płakać. Czułam się taka sama, bezradna, pozbawiona mocy i pełna strachu ze juz nigdy go nie zobaczę. Weszłam w tą sytuację i łzy cały czas spływały, wszystko w środku bolało. Zobaczyłam jak oni nas b kochają. Nigdy tego nie pokazywali w taki tradycyjny sposób, ale np. przez przetwoty które dla nas zawsze przygotowują, przez dzielenie się każdym owocem z ogrodu, gotując nasze ulubione potrawy jak jesteśmy w Polsce i masa innych gestów które mówią mi kocham cię – inaczej sami nie potrafili. I dzisiaj nawet ta mała Basia to poczuła.
Już dawno nie czułam takich emocji – 🙌🙏🙏❤️
No niezłe procesy się odbyły.
W moim odczuciu wszystko kierujące Ciebie do wewnętrznej mocy i zaufaniu jej właśnie.
Mocno czuję temat mocy w którymś rodzicu – przerabiałam w tym roku. Boli, ale kiedy się już zaakceptuje najgorsze przychodzi spokój i czuje się swoją moc, a to jak się okazuje energetycznie też wspomaga tę drugą stronę, oddajemy jej tę część mocy którą braliśmy ;)
Dziękujemy, że się tym podzieliłaś.
Ale jazda Dziewczyny ;) Uffff.
Jeszcze niedawno żyłam w ciągłym strachu i przerażeniu. Strach i przerażenie towarzyszyły mi w sumie przez większość życia. Wszystko mnie przerażało. Ja siebie przerażałam. Inni mnie przerażali. Świat mnie przerażał. Od czasu do czasu szłam na psychotropy, bo nie potrafiłam sobie inaczej poradzić. A z drugiej strony zawsze miałam w sobie ogromną wolę życia, zachwycania się światem, po prostu bycia. Dlatego też, mimo że wydawało się to niemożliwe, to przestałam pić.
I zawsze, jak źle by nie było, chciałam żyć szczęśliwie. Kiedyś wydawało mi się, że właśnie jest się szczęśliwym, jak żadne trudne sytuacje w naszym życiu się nie zdarzają. Dlatego te trudne rzeczy spychałam. Dlatego też piłam. Teraz wiem, że w życiu są trudne i przyjemne chwile i emocje i to jest w porządku. Trzeba każde zaakceptować, przyjrzeć się im, przeprocesować. Problem jest taki, że ludzie nie lubią słuchać o trudnych emocjach i chwilach. Jak pytają, co u Ciebie, to nie chcą słuchać, że źle, więc mówisz, że ok i czujesz się jeszcze gorzej. Ja zawsze uważałam, że warto mówić i o dobrych i o złych rzeczach, bo tak jest zawsze łatwiej i prawdziwie.
Co do mojego braku zaufania do siebie, to nad tym mocno pracuję, ale mam w sobie takie przekonanie, że nie można innym ufać, że na pewno chcą nas oszukać. Że nikt nic dobrego dla innych ot tak sobie nie robi. Mam poczucie, że dokonuję złych wyborów, że nie potrafię tego robić, więc lepiej nie podejmować żadnych. W dzieciństwie nie pozwalano mi samej próbować, podejmować decyzji. Narzucano mi je i zapewne z tego to wynika.
Kolejna rzecz, to mam przekonanie, że nic nie potrafię, że nie mam nic do zaoferowania innym i światu, że nie mam żadnych talentów, że nie jestem wartościowa. Rodzice mnie nie chwalili. Dla mamy moja czwórka w szkole była tragedią. Liczyła się tylko nauka. Nie czuję, żeby we mnie wierzyła. Do tej pory mówi np. „Jak stracisz pracę, to pójdziesz na taśmę do fabryki. Tam Cię na pewno przyjmą.” Tym samym pokazuje mi, że tylko tam się nadaję.
Łapię się na tym, że jak ktoś powie, że coś zrobiłam dobrze, że jestem świetna, to mówię, że udało się, że to nie jest znowu nie wiadomo co, że każdy by to zrobił, że nie jestem.
Mam w sobie takie poczucie, że nie potrafię, że nie zrobię, że nie dam rady.
Mama mówiła mi często: tego nie wolno, tak się nie zachowuj. Jesteś zła. Zdarzyło się też, że powiedziała, że jestem szatanem. Zawsze uważała, że nie warto nic zmieniać, że nie warto próbować. Że trzeba udawać na zewnątrz, że wszystko jest w porządku. nawet jak życie się wali. Do tej pory szczyci się tym, że inni nie wiedzą, jak źle się czuje.
Co do strachu. Boję się śmierci. Co łączy się z lękiem, dotyczącym nieznanego. Zawsze uważałam, że wszystko trzeba wiedzieć, co będzie. Ma to być przewidywalne. Dlatego ta świadomość, że nic nie wiem, mnie przeraża. Łączy się to też z przekonaniem, że jestem złym człowiekiem, więc nic dobrego mnie nie czeka.
Mam też w sobie lęk, że jestem niewiele warta, że nie mam nic do zaoferowania, że nie jestem wyjątkowa. Że nawet, jak jest super i idzie mi super i ja jestem super, to to nie jest super. To kłamstwo, bo ja nie jestem super. Ot, taka logika ;)
Oczywiście ten strach i brak zaufania do siebie to wszystko się łączy i krzyżuje. Jest i tak z tym dużo lepiej u mnie, niż było. Nie mam tego przerażenia w sobie. Pracuję nad sobą. Zaczynam sobie ufać, doceniać siebie. Otwieram się na nieznane. Ufam, że wszechświat chce dla mnie, jak najlepiej.
Zaczęłam robić medytacje i afirmacje bezpieczeństwa. Praktykuję wdzięczność. To wszystko mi bardzo pomaga. Nie mam pretensji do mamy. Wiem, że mnie kocha. Wiem, że taka już jest. Nie zmieni się. Nie widzi tego. Nigdy nie zmierzyła się ze swoimi przekonaniami. Nigdy nad tym nie pracowała. Cieszę się, że jestem gdzie jestem :) Dziękuję Wam :)
Bardzo dziękujemy za tę historię.
Czuć, że już dużo widzisz.
Spróbuj sobie w medytacji wejść w te sytuacje z mama w których czujesz, że wszczepione zostało Ci: brak wiary w siebie, to że nie warto się zmieniać itd.
Wejdź w to jako dorosła, będąc przy sobie małej i stań za sobą z miłością. Nie walcz z tym po prostu z miłością pokaż sobie – dziecku, i daj odczuć, że możesz liczyć na samą siebie, że jesteś przy sobie i że jesteś warta wszystkiego co najlepsze. Że doceniasz siebie i uznajesz swoje sukcesy.
Daj sobie to sama – ty dorosła, sobie małej :)
Mamie zostaw tam miłość i zrozumienie.
I sobie w tym pobądź i wróć do teraz.
Czeka Cię tu dużo procesów wzmacniających poczucie własnej wartości, sprawczości i odklejanie się od nieswoich przekonań.
Jesteś TU, a to wielki krok który z odwagą podjęłaś :)
Ściskam
S
Dziękuję Kochane za te wspierające słowa! Aż się popłakałam. Dziękuję za wskazówki – tak zrobię :) Jestem TU :)
No dziewczyny, odcinek petarda! :D Dziekuje Wam z calego serca za niego.
Co do sfery zaufania do siebie, to ja wlasnie go nie mam. Cale moje zycie najpierw mama mi wmawiala/pokazywala, ze to glupie, co czuje, a potem, juz dorosla, pozwalalam sobie to nadal wmawiac.
Na szczescie juz wiem, ze to nieprawda, ucze sie ufac sobie i sluchac siebie. Od nowa. W glowie schemat przerobiony, zostaje praktyka. Sama trzymam za siebie kciuki, hi hi
A wiecie, ze w temacie granic nic nie moglam wypisac? Szokujace. Ciagle pozwalalam je przekraczac, choc czulam, ze to mi nie sluzy. W relacjach wszystkie sytuacje, o ktorych mowilam „nigdy wiecej”, ciagle sie powtarzaly. W pracy od zawsze bralam na siebie za duzo i za duzo pracowalam. Ciagle dawalam z siebie wiecej i wiecej, zeby mnie ktos zauwazyl.
Oj, duzo pracy przede mna. Ale tez swiatelko w tunelu :)
:) Najważniejsze, że już dostrzegasz to, że przekraczasz granice i dajesz innym to robić. Ale spokojnie z tygodnia na tydzień poczujesz coraz większą moc wewnętrzną :)
Zawsze miałam największy problemem z podejmowaniem decyzji, nie ufam sobie.
Chociaż kiedyś był to dla mnie większy problem niż teraz. Przeprowadziłam rozmowę ze sobą, że muszę je podejmować i być przy tym stanowcza. Teraz po prostu nie analizuje, tylko podejmuje;)
W moim domu rodzinnym zawsze brakowało mi rozmów o życiu codziennym, przy wspólnym spędzaniu czasu.
Kiedy zaczęliśmy mieszkać razem z moim mężem, pierwsze co chciałam kupić to duży stół do wspólnych posiłków. Muszę przyznać, że mąż drążył ten temat, nie rozumiał po co mi duży stół w małym mieszkaniu. Właśnie wtedy zdałam sobie sprawę, że tego mi brakowało, wspólnych posiłków i rozmów. Każdy z nas żył swoim życiem, niby razem a jednak oddzielnie.
Ta sytuacja odbiła się na mnie bardzo znacząco.
Od kiedy zaczęłam pracować nad poczuciem własnej wartości to myślę, że umiem postawić wyraźne granice.
Jeżeli chodzi o strach, to tutaj zdecydowanie musiałam się zastanowić. Mam/ miałam kilka strachów, ale czuję że jeden jest bardzo mocny i dość dziwny;)
Mam problem z wykonaniem rozmów telefonicznych, żeby coś załatwić. Wolę pojechać i w taki sposób załatwić niż telefonicznie. Naprawdę jest to dla mnie duży problem. Przed wykonaniem takiego telefonu czuję lekki ucisk w klatce piersiowej, oddech mi się zmienia. Nad tym zaczęłam już też pracować i jest lepiej, ale mimo wszystko nie uporałam się z tym do końca.
Jestem pewna, że to zaczęło się od choroby córki, ona miała mnóstwo badań konsultowanych z neurologiem, właśnie telefonicznie. Kiedy zdałam sobie sprawę, że jest to dla mnie za trudne, to mój mąż konsultuję wszystkie wyniki z neurologiem.
Fajne jest to, że mogę o tym wszystkim porozmawiać z mężem, a on stara się zrozumieć.
Pięknie sobie dostrzegasz w sobie różne połączenia. Może na ten strach zrób sobie jakąś medytację, taką uwalniającą to, co trzyma. Bez określenia co to, tylko patrząc kolorami – że np to coś jest szare i się rozpuszcza, lub odchodzi w złoty kolor :)
Witajcie dziewczyny:) mysle, ze najbardziej potrzebuje popracowac nad wiara we wlasne sily, nad zaufaniem sobie, ze potrafie….ze potrafie kreowac, ze mam w sobie wiedze…zaufanie sobie, a nie wspieranie sie cudzymi przytaknieciami…
Każdy z nas jest kreatorem swojego życia.
Popatrz sobie na to co już stworzyłaś i doceń się za to :)
Jesteś teraz w procesie, który z pewnością Ci w tym pomoże.
<3
Cześć,
Do niedawna nawet sobie nie zdawałam sprawy z wielu emocji, nie umiałam tego nazwać, nie wiedziałam co z tym zrobić, więc udawałam, że jest ok, że ich nie ma, że nie ma nad czym się zastanawiać. A tu proszę, każdy miesiąc wydaje się być mój :)
Starach u mnie był od zawsze, w wielu obszarach, np. z wczesnych lat przed wywiadówką – choć przecież byłam wzorowym uczniem, u fryzjera, przed lekarzem. Mam też takie wspomnienie, że jako mała dziewczynka czasami bardzo bałam się co będzie po śmierci, bo wiedziałam tylko z religii, że potem jest coś nieskończonego, ale nie ogarniałam tego tematu w ogóle.
Aktualny strach mam przy okazji gdy mam zabrać głos (praca, szkolenie) gdy trzeba coś powiedzieć od siebie, wiem, że jestem w jakiś sposób oceniana – serce mi wali tak, że jak stoisz obok to usłyszysz, głos drży, w głowie robi się pustka, tracę oddech. Próbowałam uspokajać się głębokimi oddechami, powtarzaniem sobie, że nie ma się czego bać (bo przecież widzę, że reakcja jest nieadekwatna do okoliczności), ale mimo to ten strach wyzwala tyle reakcji w ciele, że tego nie mogę ogarnąć.
Największy strach mam o śmierć rodziców, bo zakładam – choć przecież wiem, że nie ma reguły – że ze względu na wiek bliżej im do tego momentu niż mnie. Do tego myślę że, być może oni też to czują, że zostało im coraz mniej czasu, że wiele rzeczy może nie zrobili. Do tego dochodzi fakt, że mama jest konfliktową osobą, wyszukującą problemy ale nie chcącą go rozwiązać. Nie przyjmującą pomocy. Trudno jest żyć z takim człowiekiem, tata jest zmęczony tym wszystkim, widzę jak bardzo chciałby żeby było w domu spokojniej, ja wspieram jak mogę przez rozmowy, odwiedziny, ale w skali całego dnia to jest kropla i czuję swoją bezsilność. Gdybym wiedziała, że oni są spokojni to mi też by było lżej, a tak to często się martwię. Choć ostatnio, staram się świadomie nie spalać tak jak to było w latach poprzednich.
Jeśli chodzi o brak zaufania to pierwsze co przychodzi mi na myśl podejmowanie decyzji, przez co jestem mistrzem w odkładaniu na później. Czasem jak coś się mi przydarzyło, to miałam takie poczucie, że mimo, że to nie była moja decyzja, to przynajmniej nie mam do siebie pretensji, przecież tak się zadziało i nie miałam na to wpływu. Widzę, że jest to bez sensu, brak odpowiedzialności za swoje życie, ale pracuję nad tym i mam sporo do zrobienia.
Pozdrawiam :)
Witam,
U mnie w tej lekcji po wglądzie w siebie przyszła taka myśl. Ludziom się wszystkiego nie mówi mniej wiedzą lepiej śpią. tak często słyszałam w domu i też słyszałam ale masz się czym chwalić. Na wszystko trzeba było uważać, żeby nikogo nie urazić. Bardzo mi brakowało wyrażania siebie i stawiania granic, ale wdrażam to w swoje życie i jest mi coraz lepiej. Nawet niedawno postanowiłam zrobić sobie głodówkę 24 h tylko o wodzie i pochwaliłam się tym rodzinie i usłyszałam ALE WYCZYN nawet nie zabolało mnie to i powiedziałam tak to wielki mój wyczyn i jestem z siebie bardzo dumna i zamierzam zrobić to 48h kto ze mną? byłam w tym pewna co mówię i czuję , nie było zbędnych komentarzy.
Stawanie za sobą jest piękną nagrodą :)
Dzień dobry. Zrobiłam mnóstwo notatek.
„W czym najbardziej nie ufasz sobie? – skąd się to wzięło?”
Wiele osób upatruje źródeł w dzieciństwie, w niewłaściwych komunikatach od rodziców itp. I w moim przypadku częściowo tak było, ale nie chcę tego wątku ciągnąć. Podzielę się krzywdą, którą sama sobie zrobiłam. A mianowicie, jakieś 11-12 lat temu sama sobie wkręciłam następujące przekonania: w każdym człowieku jest coś dobrego, każdemu trzeba dawać szansę, w każdym trzeba dostrzec pozytywne aspekty, każdemu trzeba wybaczyć, jeśli ja kogoś nie lubię, to jest to MÓJ PROBLEM itp.
Efektem było wyłączenie i zagłuszenie „radaru” i swojej intuicji. W rezultacie nie potrafiłam realnie oceniać sytuacji, pozwalałam na przekraczanie granic, wybaczałam świństwa zanim nawet ktoś mnie przeprosił, pozwalałam sobą manipulować, drenować się z energii, wykorzystywać, wikłać w dziwne układy.
Strasznie się pogubiłam wtedy.
Na pewnym etapie życia nie byłam nawet w stanie stwierdzić, że kogoś nie lubię. Pierwszy znak, że coś jest nie tak dostałam od mojej psychoterapeutki. Miałam toksyczną szefową, ale na terapii opowiadałam, że przecież ta kobieta ma szereg pozytywnych cech, że podziwiam w niej to i tamto, do tego mnie inspiruje (jakbym pisała jej usprawiedliwienie). A terapeutka na to – pani jej nie lubi, proszę to sobie jasno powiedzieć. A ja w szoku – ale jak to? To można kogoś nie lubić? No właśnie, MOŻNA.
Oto moja prawda na dziś: nie każdemu trzeba dawać szansę, nie w każdym należy dostrzegać pozytywne cechy, nie wszystko trzeba wybaczać. A jeśli kogoś nie lubię, to lepiej posłuchać intuicji.
Ja osobiście mam takie podejście:
Wszyscy jesteśmy Jednią, a więc nie dostrzegająć kogoś pozytywnych cech, negujemy swoje, ale.. nie oznacza to, że mamy nie stawiać granic, czy pozwalać na ich przekraczanie.
Oczywiście każda osoba, jest dla nas lustrem i jeśli pojawia się na naszej drodze, i nie lubimy jej, to wyraźny znak dla nas czemu się w sobie przyglądać i gdzie szukać, co jeszcze ukrywamy i nie uzdrowiliśmy w sobie.
Ale też nie oznacza to, że jeśli nie czujemy, mamy z tą osobą na siłę się zaprzyjaźniać.
Można kogoś kochać jak siebie samego, a jednocześnie wybrać nie budowanie bliższych relacji, tylko wyciągnięcie wniosków już po pierwszych sygnałach od tej osoby.
Kocham siebie w pełni, więc innych też, ale nie każdemu poświęcam swoją energię.
Podrawiam
S
Hej!
Dziękuję Ci, że o tym napisałaś!! Właśnie mi się przypomniało, że w pewnym momencie swojego życia też tak miałam. Niestety po przeczytaniu kilku rozwojowych książek..
Pozdrawiam cieplutko! 💞
Sylwia
Witam!
Piszę pierwszy raz. Wcześniej się przyglądałam temu wszystkiemu, robiłam ćwiczenia i niby wszystko fajnie – hop! siup! do przodu.. Teraz siedzę i czuję, że utknęłam, właśnie po tym podcaście.. Sabotuję siebie i cały ten program, że to bez sensu i tak nic mnie nie da itd. Z drugiej strony coś mi szepcze – spokojnie, dasz radę, powoli. Wiem, że trafiło na mój słaby punkt. Jeszcze sobie z tym posiedzę, z tą myślą.. Nawet mnie to rozbawiło.
Pozdrawiam!
Głowa robi swoje, będzie gadała. Patrz na to, czyje to gadanie. Ja osobiście, kiedy pierwszy raz wpadłam na prawo przyciągania i Sekret i wszystkie te szmery bajery, miałam silne działanie głowy. Skupiałam się wtedy na tym cichym głosie, który mówił mi, że jednak coś w tym jest. W nim znalazłam prowadzenie swojej intuicji. Uściski! H.
Dzięki wielkie.. Jakoś ruszyłam dalej.. Wysłałam na urlop drania.. :D
Wysłuchałam raz i już wiem, że muszę wysłuchać jeszcze z dwa razy. Bo podczas słuchania przyszło coś do mnie i już na niczym innym nie mogłam się skupić.
U mnie brak zaufania jest jakoś tak powiązany z lękami i brakiem bezpieczeństwa.
Otóż boję się, że wykreuję to czego najbardziej się boję. Już ostatnio pisałam, że trochę mam na to lekarstwo – na lęki (ktore jak się pojawiają to mam wrażenie, że je przyciagam po to by stawić im czoła i sprawdzić się czy podołam, udowodnić coś komuś, sobie, nie wiem)- kiedy przychodzą staram się to sobie uświadomić i poczuć opiekę wyższej istoty a tym samym zamienić strach w miłość, albo totalnie odwrócić myśli w inną stronę.
Może wpływ na te lęki ma to, że urodziłam się w 6 miesiącu ciąży i przez 2 miesiące leżałam sama w szpitalu w inkubatorze ( musiałam dojść do normalnej wagi z 1kg). Mama zawsze powtarzała, że byłam jej najgrzeczniejszym dzieckiem, bo zasypiałam sama w łóżeczku i nigdy nie płakałam – może w tych pierwszych dniach życia nauczyłam się , że mój płacz nic nie daje. Do tego nigdy nie byłam karmiona piersią… i może był tu duży deficyt miłości w tym czasie. Dodatkowo przez to mogę mam faktycznie problem z pierwszą i drugą czakrą podstawy..i pracuję nad tym.
Pisałam tu o wielu rzeczach, ale teraz jakoś tak dziwnie trochę mi wstyd przyznać się do moich lęków … Biegam, czasem wiele km i w takich sytuacjach pojawia mi się , że mogę być napadnięta i zgwałcona. Dziś zrozumiałam, że ten lek jest też w innych aspektach – np. mam biuro podróży, normalnie mogłabym podróżować sama w wiele miejsc (gdyby nie obecna sytuacja), ale też jakby nie idzie mi nauka angielskiego (chociaż uczę się go po kilka godzin dziennie od dawna) na wypadek , żebym nie musiała sama jechać – no bo bezpieczniej z mężem ,koleżanką czy kimkolwiek….
Faktem jest, że w moim dzieciństwie moja mama była zgwałcona, ale ona w ogóle do tego nie wraca, nigdy nie wyczułam, żeby dla niej to był problem – jakoś to sobie przerobiła.
Natomiast ja tutaj mam strach i nawet powiedziałabym dużą sztywność na wyluzowanie totalne w rozmowach czy w relacjach z mężem (tzn. może nie problem ale brak otwartości )
do tego strachu dochodzi też lęk o moje dzieci, że jak gdzieś idą same to właśnie zostaną wykorzystane… kiedyś zastanawiałam się czy może w poprzednich wcieleniach taki scenariusz się nie wydarzył i dlatego mam tak wielki lęk w tym temacie…
a jeszcze dodam, ze pomimo tych lęków to ja jestem bardzo otwarta i ufna – i spodziewam się po osobach mi znanych uczciwości i że mają wobec mnie dobre intencje – nigdy nie miałam problemu takiego, ze boję się że ktoś mnie oszuka. nawet niektórzy mówią mi, że ja to jestem na zbyt naiwna. bo ja zawsze zakładam, że jak ktoś coś mówi to mówi prawdę – bo dlaczego miałby kłamać?
słucham kolejny raz i nasuwa mi się , że ja bardzo ufam sobie. Ufam sobie bo tylko sobie mogłam zawsze ufać bezgranicznie i nigdy się nie zawiodłam. I może stąd te obawy, że jeśli przychodzą lęki to trzeba się bać bo tak zawsze było?
Jakoś nie mogę tego rozkminić…
do tego jak to, że mamy pozwolić sobie odczuwać lęk i poczekać i dać mu wybrzmieć ma się do tego, że nisko wibrując przyciągamy same złe rzeczy?
I czy jeśli w chwili lęku szukam oparcia w istotach duchowych i np. otrzymuje poczucie miłości i cały lęk znika, to to jest ucieczka czy uzdrowienie?
dobra jeszcze ostatnia rzecz – co mi daje ten strach ? może zagłusza wyrzuty sumienia, że robię coś dla siebie? i zostawiam dzieci, obowiązki?
co mi odbiera? spokój i poczucie bezpieczeństwa, ale gdyby nie patrzeć w tak oczywisty sposób to odbiera mi możliwość podróżowania w samotności (a ja bardzo lubię być sama), swobodę i wolność w wielu decyzjach… i chociaż normalnie jestem bardzo odważną osobą w różnych decyzjach , zmianach to tutaj brakuje zdecydowanie odwagi
z jednej strony zachowuję się nad wyraz ostrożnie i nie ryzykuję, ale z drugiej tracę swobodę i wolność…może powinnam się zacząć szkolić w sztukach walki :) i to da mi poczucie bezpieczeństwa?
Poczucie bezpieczeństwa przede wszystkim potrzebujemy odkryć w sobie, bez robienia czegokolwiek na zewnątrz. I je ugruntować :) Pracujemy nad tym dalej <3
To jest tym czym uznajesz, że jest dla Ciebie – tak w głębi :)
Kiedy ufamy sobie z serca, nie głowy – nie przekonujemy się do tego. I jesteśmy w sobie w pełnym zaufaniu właśnie.
Kiedy dajemy wybrzmiewać emocjom nisko wibracyjnym przestajemy stawiać im opór, dlatego mogą się przekształcić i nie powodujemy ich nawarstwiania się i nie przyciągamy konsekwencji z nimi związanych.
Ciekawe te dysonanse u Ciebie :)
Obserwuj co ci się zacznie pojawiać dalej w tym temacie <3
Dwie rzeczy mi wypłynęły z dzisiejszej lekcji. Pierwsza to, że mam pustkę w głowie jak mam wypisać nieprzekraczalne granice dla samej siebie. I druga rzecz, chcę podążać ścieżką miłości i wierzę, że już to robię, a obecnie najbardziej obawiam się, że mogę się zakochać.
Miałam ogromną blokadę żeby zacząć zbliżać się do tego tematu.
Małymi krokami się się udaje.
Odkryłam, że nie mam do siebie zaufania w aferze tego czy jestem dobrym człowiekiem, czy jestem wystarczająca, kim na prawdę jestem. Czy jestem wystarczająco mądra i uczciwa żeby się spełniać w życiu.
Po śmierci mojego syna te pytania i wątpliwości jeszcze bardziej się nasiliły. Nie wiem czy zasługuje by żyć. Czuję się zagubiona i wątpię czy moje życie ma sens.
Takie tematy wysunęły mi się na pierwszy plan.
Wiem , że będzie to dla mnie trudny miesiąc.
Może trudny ale przełomowy. Każdy z nas zasługuje. Inaczej – nie musi zasługiwać po prostu doświadczać tego, co jest naszym naturalnym stanem, który sami sobie blokujemy.
Te oceniane przez nas jako ciężkie doświadczenia, jeszcze mocniej nas zbliżają do nas samych i do bycia tym kim jesteśmy – pełnią <3
Ściskamy ciepło
Witam,
ten tema jest bardzo teraz dla mnie. Wysłuchałam podcastu, zaczęłam robić ćwiczenia i …. utknęłam. Łzy ciekną mi po policzkach a nie pamiętam kiedy płakałam. Jestem w rozwoju lata, wiele przerobiłam i cieszę się z tych łez :)
Oba zagadnienia u mnie łączą się ze sferą finansów i swoje korzenie mają w domu rodzinnym, w którym było skromnie, na wszystko wystarczało, ale nikt mnie nigdy nie pytał co bym np. chciała na prezent. Pamiętam jak zarobiłam pierwsze swoje pieniądze, w wakacje przy truskawkach, za które mama kupiła mi płaszcz kremowy, którego niecierpiałam. To też skutkowało potem tym, że jak już mogłam decydować to miałam potrzebę kupowania w nadmiarze, co też powodowało wyrzuty sumienia. Błędne koło. W zasadzie całe życie towarzyszył mi strach o to, że może zabraknąć pieniędzy.
To uciążliwe i nadal się utrzymuje.
Mam męża, który bardzo często powtarza „jak pobogaciejemy to ….” Ma tendencje do gromadzenia różnych rzeczy, jest „chomikiem”, w piwnicy jest rupieciarnia i ciągle mówi, że nie ma czasu zrobić tam porządku, zresztą nie tylko tam. Bardzo mi to kiedyś przeszkadzało, myślałam, że odpuściłam, ale teraz dochodzę do wniosku, że „zamiotłam pod dywan”. Lubię jak wokół jest niezagracona przestrzeń.
Mąż też regularnie, co kilka lat, ma zawirowanie z pracą, co ma wpływ na moje poczucie bezpieczeństwa. Teraz też taki jest.
Jesteśmy 40 letnim małżeństwem, słabością naszego związku jest brak umiejętności rozmowy ze sobą właśnie w tych trudniejszych momentach. Gdy podejmuję rozmowę mąż się denerwuje, zamyka, obraża, mówi, że nie umie rozmawiać.
Opisuję to ze świadomością, że coś mi w ten sposób pokazuje, ale nie umiem tego rozwikłać, chociaż przed tą lekcją uważałam, że sprawa jest ogarnięta.
Wielokrotnie myślałam o tym, że lepiej byłoby się rozstać, ale wiem, że jeżeli nie rozwiążę w sobie spraw związanych z poczuciem bezpieczeństwa i zaufania do siebie, to rozstanie niczego nie zmieni.
Jestem w rozsypce.
Brak zaufania do jeżdżenia autem, włączania się do ruchu, czekania, aby się włączyć. Brak poczucia bezpieczeństwa, ataki paniki, drżenie ciala,szum w lewej strony głowy, uchu, zaburzenia równowagi.niepozwalam sobie na błędy, to też z dzieciństwa. Wyszło, że mam się ugruntowywać i robię to, i obserwuję emocje, otulam je Czułością. Wynika to z tego że, nawet nie ja, ale moje rodzeństwo szło do kąta, a może i ja tylko wyparłam. Bardzo się denerwujecie, gdy ktoś mnie poucza. Powinnam pracować nad relacjami ze sobą, realizować swoje cele i marzenia. Dziękuję Wam za wglądy. Napiszcie co jeszcze powinnam ukochać, zajrzeć etc
Dziewczyny, ja mam bardzo duży strach przed pijanymi osobami. Gdy do mojej pracy przychodzi ktoś pijany To, aż się trzęsę z nerwów i strachu i mam wrażenie, że ta osoba będzie robić problemy. I z trudem jestem miła dla takiej osoby. Jak mam się od tego uwolnić?, gdy widzę kogoś pijanego próbuje sobie wytlumaczyc, ze nie każdy pijany to problem i że wszystko będzie dobrze. Oczywiście wiem z kąd pochodzi ten lek moi rodzice są alkoholikami i od dziecka przyglądałam się awanturą i pijanym osobą. Jak sobie z tym poradzić? Chciałabym uwolnić swoje ciało od automatycznej reakcji, gdy widzę kogoś nietrzezwego i uwolnić się od strach nie uzasadnionego.
Przytulić ten strach, dać mu przestrzeń, ukochać i zaakceptować. Ja podczas utulen, krzyczę płaczę ale potem wszystko się uspokaja. Dasz radę 🍀♥️❤️💚💙
Potrzebujesz dotrzeć do pierwotnej emocji która stoi naprawdę za tym podejściem do pijanych osób. Akurat z tym tematem działamy dużo w Alchemii emocji. Ale, na początek zobacz gdzie się pojawia ta emocje w ciele. Jak ją czujesz, może ma jakiś kształt. Pozwól temu być, obserwuj co się z tym dzieje. Zapytaj co chce Ci powiedzieć jeszcze o Tobie? Co chce Ci pokazać? I obserwuj. Powoli zacznie się to uczucie zmieniać, rozpuszczać aż zmieni się w coś innego. Bo tu nie chodzi o stan pijanego człowieka, ale np. może o to ze bałaś się jako dziecko, a strach był związany z poczuciem zagrożenia, tego że coś lub kogoś stracisz. Dziś jako dorosła osoba możesz dać sobie przestrzeń na płacz w związku z tym co być może odkryjesz, że straciłaś jako dziecko przez uczucie strachu. Może odkryjesz też, że czujesz złość. I tak tutaj, wyrażanie jej krzykiem gdzieś w przestrzeni też pomaga uwalniać zamrożony strach. To tak na początek.
Dziękuję za odpowiedź jestem też na alchemii emocji i tam już z jedną emocja strachu fajnie myślę sobie poradziłam, tylko że ona była głęboko ukryta i właśnie dzięki alchemii emocji wyszła na powierzchie. Natomiast teraz słuchając nagrania, gdy padło pytanie czego się najbardziej boisz pierwsze co to było właśnie pijani ludzie i szczerze dopiero teraz uświadomiłam sobie, że to jest strach. Gdybym jeszcze parę miesięcy usłyszała to pytanie to bym powiedziała, że teraz niczego się nie boję, a prawda jest taka, że te wszystkie lęki i inne emocje dalej we mnie są tak samo silne jak parę lat temu tylko są głęboko schowane, ukryte i żyjąc w ciągłym biegu dosłownie „nie ma czasu na emocje i myślenie” alchemia emocji zrobiła swoje I wszystko zaczyna wychodzić na powierzchnie, a ja czuję, że idę w najlepszym kierunku jaki mogłam wybrać. Dziękuję dziewczyny😚
Cudnie :)
Dziękuję, wysłuchałam uważnie i nadal mam przekonanie, że nie zasługuje. Mimo, że czyściłam je wielokrotnie. No i powinnam praktykować samodzielność, chociaż tak naprawdę jestem samodzielna, ale ono jeszcze gdzie bardzo mocno się ukryło. Widzę siebie jako małe dziecko, co nic nie potrafi zrobić. Takie cielątko, gdzie pochniesz tam pójdzie. No nad tym chcę się b. pochylić. Brakuje mi przekonań. Dam radę, zasługuje na wszystko co najlepsze, bo jestem iskra Bogai jestem kompletna, jak to piszę to aż mam ucisk w brzuchu, ciało nie chce tego przyjąć, aż płakać mi się chce taki to opór. Dziękuję za waszą pomoc. Oj jest co robić. 😳
Jak się chce, to płacz :) Daj się temu uwolnić. O to też chodzi.
Ciężka ta część bo nie wiem. Mój brak zaufania do siebie nie jest mój tak naprawdę, a jest tym co mama narzuciła mi w dzieciństwie mówiąc, że źle wybieram bo nie wybieram jak ona. A co do strachu to boję się, że ma rację. Zawsze czułam, że wybieram dobrze i w zgodzie ze sobą ale jestem w stanie takiego permanentnego zmęczenia, że zaczynam w to wątpić.
1/ Najbardziej nie ufam sobie w podejmowaniu działania, zwłaszcza w zakresie doktoratu, nauki hiszpańskiego.
Wzięło się to z prokrastynacji, która może być spowodowana lękiem przed porażką i przed sukcesem utożsamianym przeze mnie podświadomie z odrzuceniem, czymś przykrym. Zasadniczo i porażka i sukces tak mogą być odbierane przez podświadomość na ten moment.
W dzieciństwie podobno miałam problem ze spóźnianiem się, nauką. Natomiast wydaje mi się, że w dorosłym życiu spotkałam się z krytyką tego co dla mnie ważne od osób na których mi zależało. Być może molestowanie w dzieciństwie wpłynęło na to, że mam problem ze sprawczością i gdy przypomniałam sobie o tym zdarzeniu w tym roku to w pewnym momencie miałam żal do siebie, że siebie nie obroniłam. W znacznym stopniu transformowałam swoje uczucia.
Słyszałam dużo krytyki, że nie mogę czegoś zrobić i porównywań do innych, „lepszych”.
Odczucia z ciała przekazały wiadomość, że brakuje mi mojego wsparcia, że potrzebują działania step by step.
Brak zaufania w działaniu daje mi iluzję ucieczki, wolnego czasu i iluzoryczne oddalenie porażki.
Brak zaufania w działaniu odbiera mi doświadczanie satysfakcjonującego życia, o jakim marzyłam i do jakiego czułam wewnętrzne wołanie.
Brak zaufania w działaniu jest mi pomocny gdy użalam się nad sobą i znajduję wymówki dla których nie zrobię tego czego potrzebuję, mimo że niby przecież mi zależało na tym. Chyba właśnie w udowadnianiu sobie swojej gorszości i zawodności. To przykre, mocno!
Brak zaufania w działaniu jest mi nieprzyjacielem gdy chcę podjąć zmianę, gdy chcę realnie wytrwale zrobić to czego chciałam wiele lat temu i być wiarygodna dla bliskiej osoby.
2/ Nieprzekraczalne granice względem mnie – niedotrzymywanie sobie słowa i brak priorytetów (nad tym potrzebuję mocno popracować), a innych – dotyk i kontakt tylko wtedy kiedy tego chcę (tu też potrzebuję popracować, bo czasami zgadzałam się na to mimo że nie czułam potrzeby obecności czy dotyku tej osoby a po prostu potrzebowałam nie być sama).
Potrzebuję wypisać sobie własne granice względem siebie i innych i przestrzegać ich!
3/ Potrzebuję popracować najbardziej by odbudować własne zaufanie w obszarze doktoratu i budowania poczucia własnej wartości.
4/ Mój największy strach to, że jestem nic nie warta (to przyszło jako pierwsze z automatu, chociaż nigdy nie myślałam tak o tym, że to mój lęk, dotychczas obserwowałam lęk przed odrzuceniem czy porażką a bezwartościowość dostrzegałam w relacji z kimś mi bliskim – że ta relacja odpala moje traumy i trudno mi budować dobro między nami, chociaż ostatecznie widzę, że się rozwinęłam „dzięki” naszym sztormom).
Kiedyś byłam świadkiem kłótni między mamą a ciocią, gdzie ciocia powiedziała „tego dziecka nikt nigdy nie chciał”, zapadło to we mnie jako słowa o mnie. Jako, że zajmowała się mną babcia i tata wytworzyła się narracja rodzinna, którą przyjęłam, że mama mnie odrzuciła. Wczoraj z nią pomówiłam uczciwie i zmieniła się moja perspektywa, poza moimi wspomnieniami, taty, uzupełniłam jej wersję i zobaczyłam, że prawda jest pośrodku, że ona to zapamiętała inaczej i deklarowała miłość kiedyś i teraz deklaruje. Może po ludzku było jej ciężko kiedyś, natomiast przez wiele lat (mając 25 lat ją zrozumiałam i wybaczyłam, zaczęłam uczyć się okazywać jej miłość) czułam się niekochana, niechciana. Tata mimo, że się opiekował mną (tak to kojarzę) to około dorosłości miał wymagania, których nie chciałam przyjąć albo bardzo ostrą krytykę przy kimś gdy odniosłam porażkę na prawo jazdy. Pamiętam, że kiedyś gdy mu powiedziałam, że na studiach (?) wszyscy mnie lubią to był zaskoczony za co. To dość przykre. Czułam się odrzucona najpierw przez mamę, później tatę gdy mieliśmy różne podejście do mojego życia i tego czego potrzebuję, a później przez osobę, którą pokochałam i z perspektywy duszy kocham mimo że ego zabolało wiele sytuacji.
Strach chciał mi powiedzieć co potrzebuję sobie zapewnić zaufanie, bezpieczeństwo, działanie, budowanie poczucia własnej wartości i bezpiecznych relacji.
Bałam się być niechciana i nieuznana za wartościową, ważną. Strach chce odejść i chce żebym zapewniła sobie zaufanie, bezpieczeństwo, poczucie własnej wartości i relacje międzyludzkie, które będą wspierać mnie, dawać radość i spokój. Trzymanie strachu blokowało mnie przed działaniem, podjęciem kroków i wytrwaniem w celu. Blokowało mnie na życie celami, bo nie uznawałam swojej wartości. Odbiera mi satysfakcję z życia i poczucie że jestem właściwa taka jaka jestem i że zasługuję na życie jakiego pragnę. Trzymanie się tego strachu nie wpisuje się w wizję życia, jakie chcę tworzyć. Chcę budować, nie niszczyć. Strach był pomocny w udowadnianiu mi mojej bezwartościowości, depresji, apatii, ucieczkach. Jest mi nieprzyjacielem gdy chcę poprawić jakość życia, żyć prawdziwie, tak jak potrzebuję, by czuć swoją wartość i to że żyję w prawdzie ze sobą!
Dziękuję za możliwość tej perspektywy, pomogła mi lepiej zajrzeć w siebie, przypomnieć sobie ponownie nad czym potrzebuję popracować!! <3
Czy postanowienie że zbuduję poczucie własnej wartości i wiarygodność dla siebie lub/i dla osoby, którą kocham jest dla mnie dobrą podstawą? Zdaję sobie sprawę, że najlepszym wyjściem jest budowanie dla siebie i żeby to było oparte na mnie, natomiast mam chwile, że łatwiej mi wytrwać z myślą o tej osobie, niż o mnie. I to mnie podtrzymuje bardziej w tych momentach, więc jest czas kiedy chcę to robić i podejmuję się tego dla siebie i jest czas z myślą o tym kimś, żeby naprawić, odbudować, nie ranić albo przynajmniej w innej sytuacji nie zawieść i nie stracić kogoś kogo kocham/na kim mi zależy.
Hej wszystkim! :)
To był dla mnie bardzo ważny odcinek, zwłaszcza że po pierwszym wysłuchaniu zbierałam się na powtórkę chyba z miesiąc.
Mój problem to głównie brak wspomnień związanych z rodzicami. Ciężko mi robić wglądy w przeszłość bo praktycznie nic nie mogę sobie przypomnieć. Mam za to wiele wspomnień ze szkoły i rówieśnikami. I tam wiele problemów odnalazłam.
Nie wiem skąd bierze się taka amnezja ale nie udało mi się jeszcze tego przekroczyć, ale nie poddam się.
Póki co mój największy strach to śmierć i wypadek mój własny, strach przed bólem fizycznym i cierpieniem. Nie wiem jeszcze z jakiego powodu, możliwe że przez większość życia obserwowałam chorą babcie, która wiecznie narzekała, że żyje w ciągłym bólu? Ogromne ataki paniki pojawiają się również podczas jazdy autem ale tylko gdy jestem pasażerem – nie ufam nikomu za kierownicą. Panicznie boje się ewentualnych wypadków.
Mam praktycznie zerowe zaufanie do siebie jednak życie stawia mnie w takich sytuacjach, w których muszę ufać sobie i zwiększyć poczucie własnej wartości. Za to jestem wdzięczna bo gdyby nie takie lekcje niczego byśmy się nie nauczyli.
Dziękuje wam za to wszystko!
<3
<3 Czasem umysł chowa przed nami to, co może nam pokazać rdzenną przyczynę czegoś np. przeważających emocji i myśli. Ale nie musimy znać przyczyny aby je zintegrować. Wystarczy mieć intencję puszczenia niewspierających myśli i emocji i działać nad poszerzaniem swojej świadomości. <3
Już pracuje od dość dawna nad swoimi strachami i w tym momencie najbardziej boje się jeździć samochodem wszędzie. Boje się, że nie zaparkuje, zawsze planuje trasę i miejsce gdzie zaparkuje. Jak jadę w nowe miejsce to oglądam google street view żeby obczaic jak wygląda sprawa w parkowaniem.
Z drugiej strony jeśli już byłam zmuszona zmienić trasę bo np nagle były roboty drogowe, to zawsze sobie radziłam.
Bardzo mnie to ogranicza np zrezygnowałam z pojechania na warsztaty o których marzę bo boje się jechać autostradą i po wielkich miastach. Nie ma dobrego połączenia pociągiem/autobusem ode mnie.
Z drugiej strony daje mi to taka korzyść że mój mąż załatwia wiele spraw za mnie, bo ja się boje gdzieś jechać.
Nie ufam sobie w tej sprawie.
Ale czuję, że już czas popracować na tym porządnie :)
Lekcja, która daje mi do myślenia, szczególnie w temacie kiedy nie ufam sobie…..nie ufam sobie w kwestiach finansowych , choć widzę że zrobiłam tu już mega robotę. Zapożyczałam się i pomimo tego ,że zarabiałam nieźle ciągle miałam pod górkę. Obiecywałam sobie ,że np czegoś nie kupię , a wystarczyło że ktoś mnie umiejętnie wkręcił i zdanie było zmienione. Byłam bardzo łatwowierna ….teraz już potrafię nad tym panować. Nie wychodzę ze sklepu z trzema sukienkami…już potrafię nie kupić żadnej….Brakuje mi wiary w siebie, niby wiem, że to co robię ma wartość ale jednak przeglądam się w oczach innych , a krytyka bardzo mnie osłabia. Boję się ludzi mocnych, choć sama za taką jestem uważana. Bardzo boję się odrzucenia, mój duży strach jest strachem o życie dziecka. Czasem nie ma go w ogóle, a czasem poraża. I jest też jakiś strach który czasem mnie dopada, ogromnym bólem który wchodzi w okolice żołądka i tak jakby odcinał mi górą i dolna część ciała. Nie potrafię w niego wejść jak go nie ma . Może kiedy się pojawi to spróbuję z nim popracować……
Lekcja nad którą będę musiała popracować. A już napewno przy stawianiu granic. Natomiast co do powtarzająch się schematów, to u mnie wychodzi to w związkach.
Pierwszy związek , ja zakasalam rękawy bo liczyć niemoglam na męża bo wszystko Co zarobił to przehulał i jeszcze długi zostały.
Rozeszliśmy się po 5 latach.
Kolejny związek po kilku latach , no cóż, niby pracowity ale ciągle jakieś problemy z pracą, no i nieźle kamuflował swój alkoholizm. Rozrszlismy się po 20 latach. Kredyt który wzięliśmy na działalność spłaciłam sama bo mąż stwierdzi że to mój był pomysł. Teraz jestem w związku z z partnerem gdzie Ok 3 lat było ok. I jakoś tak znowu się powtarza że przy działalności swojej nie ma zlecen Wiec przez 3 miesiąc już się nie dokłada do budżetu.
I jeszcze jest jedną rzecz naktira już moja córka zwróciła uwagę że wszystkich tych facetów łączy coś wspólnego , a mianowicie pierwszy miał operacje na nogę bo wpadł pod autobus, drugi kiedy nawet nigdzie nie był zatrudniony idąc ulica złamał fatalnie nogę i tera obecny parter w zeszłym roku również złamał nogę. Czy to jest przypadek? Czy mam cos fo przerobienia? Szukam tylko zastanawiam aeiam się vo mam przerobić żeby w końcu żyć finansowo stabilnie.
Stać się tą stabilnością – emocjonalną, mentalną dla siebie samej. Nie oczekiwać z zewnątrz. Popatrzeć na intencje związków i ustanowić nowe – jeśli związki były budowane na braku czegokolwiek (wewnętrznym). Nie ma przypadków – są lekcje dla nas o nas.
Tak mocna lekcja.
Całe życie towarzyszy mi brak zaufania do własnych wyborów. Myślę, planuję, a później waham się, nie robię czegoś, albo źle wybieram i żałuję. Towarzyszyło mi przez długi czas stwierdzenie „jestem pechowcem”.
Wywodzę się z niezbyt bogatej, rolniczej rodziny (od strony taty), gdzie często przodkowie zmagali się z niedostatkiem, stratą i ciężką pracą. Bardzo mi ich żal, ale z drugiej strony znając ich losy, podziwiam ich i dziękuję, że sobie poradzili, wspierali się
i dali życie kolejnym pokoleniom. Co w sumie napawa mnie optymizmem, że zawsze jest rozwiązanie i życie płynie dalej. Widzę to coraz wyraźniej, co jest mi niezmiernie potrzebne, w danej sytuacji, kiedy jestem po operacji – guza złośliwego piersi.
Pojawiał się strach, że nie będę uczestniczyć w dalszym życiu dzieci, że mąż szybko pocieszy się przy boku kobiety, z którą mnie zdradził. Ale…no właśnie…pojawia się też
(w czasie lekcji) …SPOKÓJ, przecież …rokowania są dobre, jestem, dzieje się też dużo dobrego.
Pewnie brzmi to trochę chaotycznie, ale tak mi przyszło, żeby się podzielić